Coraz więcej sygnałów wskazuje na to, że po kilku latach marszu na Zachód ukraińska gospodarka dokonuje zwrotu na Wschód. W 2019 roku Rosja zajmowała trzecie miejsce na liście krajów, których firmy dokonały największych, bezpośrednich inwestycji na Ukrainie.
W listopadzie 2019 roku na łamach „New York Times” ukazał się wywiad z wpływowym, ukraińskim oligarchą Ihorem Kołomojskim. Przekonywał, że Ukraina może zrezygnować ze współpracy z Zachodem i zwrócić się w stronę Rosji: „Rosjanie są od nas silniejsi. Powinniśmy odbudować nasze relacje. Jesteśmy gotowi wziąć u Rosjan 100 miliardów dolarów. Myślę, że oni z radością nam je dadzą. Co jest najszybszym sposobem, by odbudować nasze relacje? Tylko pieniądze” – powiedział.
To tylko słowa, jednak gdy przyjrzeć się konkretnym posunięciom, okaże się, że Ukraina od jakiegoś czasu coraz wyraźniej zaczyna dryfować na Wschód.
Według danych Państwowej Służby Statystyki Ukrainy po dziesięciu miesiącach zeszłego roku Rosja zajmowała trzecie miejsce na liście krajów, których firmy dokonały największych, bezpośrednich inwestycji w ukraińską gospodarkę. Jednak jeśli wziąć pod uwagę, że wyprzedziły ją jedynie Cypr i Holandia – ulubione jurysdykcje ukraińskich i rosyjskich oligarchów – okaże się, że w rzeczywistości Rosja jest dziś największym zagranicznym inwestorem nad Dnieprem.
Energetyczny zwrot
W cieniu negocjacji dotyczących tranzytu rosyjskiego gazu przez Ukrainę do krajów Europy Zachodniej zawarto nie mniej znaczącą umowę. Na początku grudnia państwowy koncern „Ukrtransnaftta” podpisał z rosyjską „Transnieft” dziesięcioletnią umowę na transport rosyjskiej ropy. Gwarantuje to Rosjanom utrzymanie silnej pozycji na ukraińskim rynku paliwowym.
Równocześnie firmy związane z szefem prorosyjskiej partii Opozycyjna Platforma Za Życie Wiktorem Miedwiedczukiem (rosyjski prezydent Władimir Putin jest ojcem chrzestnym jego córki) wznowiły, wstrzymane latem, dostawy przejętym państwowym rurociągiem rosyjskiego paliwa.
W sumie w grudniu przetransportowano 30 tys. ton ropy. Według danych analityków ukraińskiego rynku paliwowego udział rosyjskiej ropy rośnie w szybkim tempie – w październiku wynosił już 32 proc.
Pod koniec roku ukraiński parlament przyjął ustawę dotyczącą regulacji cen na rynku energii elektrycznej. W odpowiedzi na krytykę importu elektryczności z Rosji znalazły się w niej zapisy zakazujące go. Pozostawiono jednak furtkę dla takich zakupów – rząd ma prawo skasować zakaz na określony przez siebie czas „dla uniknięcia nadzwyczajnej sytuacji w systemie energetycznym Ukrainy”.
Dozwolony jest także import energii elektrycznej na rynku „z wyprzedzeniem dobowym”. Zdaniem krytyków Rosjanie i Białorusini dostarczają energię elektryczną na Ukrainę po cenach dumpingowych.
„Rosjanie sprzedają energię swoim odbiorcom indywidualnym o 40 proc. drożej niż nam, a Białorusini prawie o 80 proc. drożej. Dziś zbili ceny na naszym rynku prawie do minimum” – komentował wiceszef parlamentarnego komitetu energetyki Aleksiej Kuczerenko. Przekonywał, że dostawy taniej energii z Rosji i Białorusi w konsekwencji doprowadzą do zniszczenia ukraińskiego sektora energetycznego i związanej z nim branży węglowej.
Ukraina w 50 proc. zależy od dostaw elementów paliwowych (podstawowej jednostki paliwa jądrowego) z Rosji. Trwa budowa własnego magazynu zużytych elementów paliwowych, dotychczas wysyłanych na utylizację do Rosji.
Jednak zdaniem ukraińskich energetyków jądrowych proces uniezależniania się od Rosji jest zagrożony. Pod koniec listopada związek zawodowy energetyków jądrowych wysłał list do prezydenta Ukrainy. Zwraca w nim uwagę na zamykanie przez ministerstwo energetyki proeuropejskich projektów rozwoju energetyki atomowej, „orientację na interesy Kremla”, rezygnację z inwestycji Europejskiego Banku Odbudowy i Rozwoju (EBOR) w zwiększenie bezpieczeństwa ukraińskich elektrowni atomowych i plany rezygnacji z budowy finansowanego ze środków USA centralnego magazynu odpadów zużytego paliwa jądrowego.
Związkowcy przekonywali, że „rosyjskie lobby w ministerstwie wkrótce postawi krzyż na dywersyfikacji dostaw paliwa jądrowego dla odnowienia monopolu rosyjskiego dostawcy TWEL”.
W oczekiwaniu na rosyjski gaz
Od 2015 r. Ukraina formalnie nie kupowała gazu ziemnego w Rosji, zastępując go rewersem z Europy Zachodniej. „Już cztery lata nie importujemy gazu z Rosji dla własnych potrzeb. Pięć lat temu po raz pierwszy uruchomiliśmy rewers i zagwarantowaliśmy dostawy błękitnego paliwa z Europy. Rynkowe mechanizmy zrobiły to, czego politycy nie mogli zrobić przez dziesięciolecia – pozbawiły Ukrainę gazowej i politycznej zależności od Rosji” – przekonują w Naftohazie Ukrainy.
Jednak coraz bardziej do głosu dochodzą zwolennicy otwartego przejścia na zakupy w Rosji. Przekonują, że rewers miał charakter głównie wirtualny, a gaz na Ukrainę szedł bezpośrednio z Rosji, za to pomiędzy Gazpromem a Naftohazem pojawiali się pośrednicy zarabiający solidną prowizję za „przekładanie papierów z jednego końca biurka na drugi”.
„Ukraina faktycznie nigdy nie wstrzymała bezpośrednich dostaw gazu z Rosji. Teraz odbieramy rosyjski gaz, który przez nasze terytorium płynie do Europy, a potem w dokumentach widnieje jako kupno gazu od europejskich firm. Fizycznie żadnego rewersu nie ma. On jest niemożliwy bez odcięcia przepływu gazu na granicy z Rosją. Przez pięć lat nic nie zrobiono by zdywersyfikować dostawy gazu na Ukrainę. Podpisanie bezpośredniej umowy z Gazpromem niczego nie zmieni. Jednak Naftohaz może kupować gaz taniej niż teraz przepłacając pośrednikom” – przekonuje ukraiński ekonomista Ołeksandr Chmielewskyj.
Rosyjski minister energetyki Aleksander Nowak już zachęca ukraińskie firmy do zawierania indywidualnych kontraktów na zakup gazu. „Ukraińskie ustawodawstwo pozwala kupować rosyjski gaz nie tylko Naftohazowi, ale także innym ukraińskim firmom. Jest możliwość kupowania u nas, to rynek. Niech przychodzą, my sprzedamy. Cena będzie rynkowa. Dla Ukrainy to oznacza niższy koszt niż to, ile teraz płaci, kupując nasz gaz rewersem u pośredników” – cytowały rosyjskiego ministra agencje.
Ryba rosyjska, Krym też?
Nie zważając na ostrzeżenia ekspertów, przedstawiciele Kijowa w ukraińsko-rosyjskiej komisji do spraw rybołówstwa na Morzu Azowskim podpisali w listopadzie protokół zatwierdzający warunki wykorzystania zasobów naturalnych na Morzu Azowskim i w cieśninie Kerczeńskiej.
Ukraińskie ministerstwo energetyki i ochrony środowiska przekonywało, że niepodpisanie protokołu „będzie sprzyjać zwiększaniu nielegalnego połowu wodnych biozasobów w Morzu Azowskim i obniży wskaźniki rodzimej branży rybnej”, a w razie niepodpisania protokołu Ukraina straci prawo do połowów na tym akwenie i Rosja będzie mogła oskarżyć Ukrainę o łamanie prawa międzynarodowego.
Wcześniej komitet spraw zagranicznych ukraińskiego parlamentu apelował do rządu o wycofanie zgody na funkcjonowanie ukraińsko-rosyjskiej komisji do spraw rybołówstwa na Morzu Azowskim, stwierdzając, że „żadna z tez co do niezbędności rozmów z Rosjanami nie wygląda przekonująco”.
Analizujący ustalenia komisji ekspert do spraw morskich Andrija Klymenko zwraca uwagę, że podpisany przez ukraińskie struktury dokument przyznaje Rosji prawo do samodzielnego decydowania o połowach w cieśninie Kerczeńskiej.
Jego zdaniem zgodzono się na dokonywanie na Morzu Azowskim połowów przez jednostki rybackie z anektowanego przez Rosję Krymu, na podstawie wydawanych im przez rosyjskie władze zezwoleń, co faktycznie oznacza uznanie aneksji półwyspu. Zgodzono się też na rejsy statku szpiegowskiego rosyjskich służb specjalnych wzdłuż ukraińskiego wybrzeża. Jak zauważa Klymenko ukraińskie ustawodawstwo pozwala Ukrainie samodzielnie określać kwoty połowowe na tym akwenie.
Protokół daje przywileje rybakom pod banderą rosyjską, w sytuacji gdy ukraińscy rybacy w ciągu ostatnich pięciu lat wykorzystywali średnio jedynie 17-20 proc. swoich kwot rocznie. Nie istnieją też żadne zapisy prawa międzynarodowego, które wymuszałyby na Ukrainie uzgadnianie z Rosją kwot połowowych – zgodnie z prawem morskim może, ale nie musi tego robić.
W dodatku ukraińscy rybacy wykorzystują głównie niewielkie jednostki działające w strefie przybrzeżnej, której żadne ustalenia z Rosją nie dotyczą, bo podlega wyłącznej kontroli Ukrainy. „Jedynym działaniem, jakie powinna podejmować strona ukraińska, jest wzięcie pod ochronę swojej strefy przybrzeżnej, by Rosja nie zagrażała ukraińskim rybakom” – ocenia ekspert.
Kasyno „Rosja”
Ukraiński parlament zajmuje się ustawą o legalizacji gier hazardowych. Nad Dnieprem są zakazane od 2009 r., po tym jak w walce o kontrolę nad zyskownym biznesem w Dniepropietrowsku podpalono salon z automatami do gry pełen klientów. W pożarze zginęło 9 osób.
Zdaniem Borysa Kuszniruka z Ukraińskiego Centrum Analitycznego projekt faworyzuje firmy rosyjskie. „Przewiduje szereg prawnych i ekonomicznych barier wejścia europejskich i wiodących światowych firm na bukmacherski rynek Ukrainy. W efekcie znanej zachodniej marce, chcącej inwestować w rozwój biznesu na Ukrainie, nie uda się otrzymać licencji i wyjść na rynek z opłacalnym modelem biznesowym” – ocenia.
Ukraińskie media ujawniły, że rządowy projekt ustawy legalizującej hazard w rzeczywistości powstał w kancelarii prawnej obsługującej firmę bukmacherską „Pari Match” z rosyjskimi korzeniami.
Na posiedzeniu parlamentarnego komitetu, który zajmował się projektem ustawy przedstawiał go Rosjanin Borys Baum powiązany z firmami należącymi do członka rady Federacji Rosyjskiej Aleksandra Babakowa, objętego sankcjami USA i UE. Jest także powiązany z Mikhailem Spectorem, właścicielem hotelu Premier Palace w Kijowie. „Przyjęcie ustawy pozwoli mu, jako jednemu z pierwszych, otworzyć kasyno w swoim hotelu, zwłaszcza że ma doświadczenie w prowadzeniu salonów gier hazardowych na takim poziomie” – konstatuje serwis informacyjny Censor.net.
Michał Kozak