Ostatnimi czasy w coraz bardziej zgorzkniałym środowisku Unii Polityki Realnej pojawił się świeży powiew żywej i troskliwej polemiki o pomyślność tej partii oraz idei wolnego rynku, którą UPR zaciekle broni nieprzerwanie od początku swego istnienia. Znikoma skuteczność wyborcza tego ugrupowania jest stale tłumaczona jałowitością gleby polskiej świadomości ekonomicznej dla bujnego rozwoju kapitalizmu. Czy aby na pewno słusznie?
Dyskusję, której mogliśmy doświadczyć także w portalu Prokapitalizm.pl, zdaje się rozpoczął apel członka UPR o pseudonimie „Rozsądny Rynkowiec”. W efekcie, stał się on obiektem zjadliwych ataków. Wydają się zupełnie niezrozumiałe, zwłaszcza argument, jakoby sugerowane reformy miałyby doprowadzić UPR na socjalistyczne manowce, co nie omieszkam zdezawuować w dalszej części artykułu.
Zupełnie nietrafiona jest sugestia, by „Rozsądny Rynkowiec” założył własną partię. Przecież, jak sądzę, ta osoba pragnie, by przeprowadzić niezbędne, stopniowe zmiany, nie dopuszczając jednocześnie do dezintegracji środowiska wolnościowego.
Trudno zatem doszukiwać się złej woli w zaproponowanych zmianach, jednak wyzbyłem swą świadomość z wątpliwości, że owe modyfikacje okazałyby się w praktyce wystarczające.
Pozwolę sobie odnieść się do kilku postulatów „Rozsądnego Rynkowca”.
„Stworzenie nowego, optymistycznie kojarzącego się loga partii”
W tym względzie w zasadzie nie mam zarzutu do władz Unii Polityki Realnej. Wręcz przeciwnie, obecny emblemat jest bardzo estetyczny, a logo stworzone z myślą o wyborach do Parlamentu Europejskiego (gołąb z hasłem „Niesiemy Europie wolność”, który ozdabia artykuł „Rozsądnego Rynkowca”), rozbudza bardzo pozytywne odczucia.
„Stworzenie nowego programu ustrojowo-społeczno-gospodarczego”
„Zachowując podejście wolnorynkowe złagodzenie stanowiska w pewnych sprawach gospodarczo-społecznych”

Janusz Korwin-Mikke – polityk czy przeżarty egocentryzmem publicysta?
Janusz Korwin-Mikke – polityk czy przeżarty egocentryzmem publicysta?

Jak zauważyłem, ten postulat wywołał najwięcej dyskusji, co zresztą powinno cieszyć. Nie ulega wątpliwości, że program każdej partii powinien być stale dostosowywany do realiów, w których miałby zostać realizowany. Toteż uczciwa i rzeczowa debata nad programem gospodarczo-społecznym UPR wydaje się niezbędnym stadium w procesie rozwoju tego ugrupowania.
Warto jednak zwrócić uwagę na inną rzecz. Otóż błędnym jest samo mniemanie, jakoby program partii posiadał nad wyraz piramidalne znaczenie w wyborczej rywalizacji. Przeciętny wyborca, który stanowi o sile elektoratu decydującego o wyniku wyborów, to dziecko epoki konsumpcjonizmu, w której większość decyzji pozbawionych bezpośrednich, namacalnych, natychmiastowych implikacji (jak podczas głosowania) podejmowana jest na podstawie częstokroć niezauważalnych niuansów. Ponadto ów wyborca nie chce odczytywać starcia politycznego, jako wielowątkowej, żmudnej polemiki programowej, ale raczej, jako dychotomię na polu pewnych bieżących zagadnień, na temat których jest w stanie wybudować swoją opinię, adekwatną to aktualnych propozycji poszczególnych partii. Szczegółowy program Platformy Obywatelskiej w momencie objęcia rządów nie był znany zdecydowanej większości jej elektoratu, zresztą wielu obserwatorów życia politycznego ma wątpliwości, czy takowy program gotowy i możliwy do realizacji w ogóle istnieje.
„Zmiana nazwy partii na Unia Polityki Rynkowej (dalej UPR)”
Przy okazji analizy tego postulatu w zasadzie dochodzimy do sedna sprawy. Mianowicie, współczesna polityka, czy to leży w obrębie naszych upodobań czy też nie, stopniowo przeistacza się w formę marketingu publicznego. Zastanawiając się nad przyszłością polskiego środowiska wolnościowego, nie możemy bagatelizować tego kontekstu. Zatem rodzi się pytanie: czy w dzisiejszym życiu politycznym marka Unii Polityki Realnej (bądź partia funkcjonująca pod jakąkolwiek podobną nazwą) stanowi atrakcyjny produkt dla wyborców?
Jak zasugerowałem w tytule mojego artykułu, UPR nie jest nie partią polityczną w dosłownym znaczeniu tego terminu. Nie jest unią polityki, ale raczej unią publicystów. Nie funkcjonuje w warunkach realizmu politycznego, ale jedynie stanowi o teorii myśli rynkowej i to również w coraz mniejszym stopniu.
UPR to poniekąd zrzeszenie wolnościowych działaczy, nad którym medialno-marketingową pieczą sprawuje publicysta (nie polityk!) – Janusz Korwin-Mikke (notabene autor wielu bardzo interesujących artykułów). Mimo iż stanowisko prezesa UPR sprawowały kolejne postaci, to właśnie p.Korwin-Mikke jest najbardziej rozpoznawalnym politykiem (!) tej partii. Śmiem twierdzić, że mimo etykiety niespełnionego reformatora, były prezes UPR nie podjąłby się zadania wprowadzenia proponowanych zmian, gdyby posiadał jakiekolwiek możliwości ku temu. Wiele do myślenia daje rozmowa internetowa z Januszem Korwin-Mikke na stronie TVP Info, którą możemy przeczytać w naszym serwisie. Na pytanie: „Czym Pan aktualnie się zajmuje? Z czego Pan żyje?” p. Janusz odpowiedział: „Z publicystyki. Na pewno mam więcej z tego niż poseł z diety. Ludzie nie robią tego, co ja mówię – ale czytać lubią.”
Istotną, negatywną rolę (choć w znacznie mniejszym stopniu) spełnia drugi z najbardziej rozpoznawalnych działaczy Unii Polityki Realnej – Stanisław Michalkiewicz. Problem bliźniaczo podobny – to publicysta, a nie polityk, choć jest czołowym przedstawicielem partii politycznej. Zapytany kiedyś, jaki resort chciałby objąć po zdobyciu władzy przez jego partię, odpowiedział, że wolałby pozostać właśnie publicystą.
Niezrozumiały jest dla mnie flirt p.Michalkiewicza (niestety nie dotyczy już tylko jego osoby) ze środowiskiem antywolnościowym – Radiem Maryja, którego dyrektor, o.Tadeusz Ryzyk, pojmuje pojęcie „liberała”, jako najbardziej sparszywiałą obelgę. Nie będę prowadzić rozważań, jakich liberałów ma na myśli, gdyż niemal cała hierarchia kościelna posiada mało wysublimowane zdanie w tej kwestii. Zresztą o.Rydzyk to zadeklarowany przeciwnik wolnego rynku.
Szyld UPR w pewnym sensie się wyczerpał. Nawet, jeżeli obecne władze będą prowadzić działania mające ograniczyć niekorzystny wpływ tychże osób na politykę oraz wizerunek partii (dzieje się tak obecnie w przypadku Janusza Korwina-Mikke, który nie był nawet zaproszony na ostatni konwent w Warszawie), to cały wysiłek nie zda się na zbyt wiele, jeżeli w dalszym ciągu przykładowo właśnie Janusz Korwin-Mikke będzie reprezentował UPR w telewizji (leży to już w gestii prowadzących debaty publicystyczne) oraz na swoim blogu. Unia Polityki Realnej będzie już zawsze kojarzona z ugrupowaniem, na którego czele stoją wyżej wymienione, niezwykle ekscentryczne osobistości, wzbudzające często bardzo mieszane uczucia.
Warto przytoczyć kolejne postulaty „Rozsądnego Rynkowca”, które znakomicie oddają powyższą problematykę. Choć nie jestem do końca przekonany, czy moja interpretacja jest zbieżna z intencjami Autora.
„Usuwanie z partii ludzi, którzy będą głosić poglądy sprzeczne z programem partii”
”Wybranie ludzi, którzy mają predyspozycje i chęci do bycia w mediach. Należy wysłać je na profesjonalne szkolenia medialne”

Problem sprowadza się to swoistego konfliktu interesów – p.Korwinowi-Mikke i p.Michalkiewiczowi zależy na splendorze publicystycznym, a nie na sukcesie wyborczym Unii Polityki Realnej. Dlatego też częstokroć wygłaszają niemal kuriozalne osądy, niemające nic wspólnego z programem UPR, dążąc z całą premedytację ku rejonom politycznej egzotyki, której status zapewnia im rację bytu w publicystyce, czyli dziedzinie, która stanowi ich źródło utrzymania
Zwiększają swą popularność medialną, zaś niewątpliwie działają na szkodę partii, z którą nie chce się identyfikować ogromna rzesza potencjalnych wyborców (mam na myśli wielu zwolenników wolnego rynku, głównie prywatnych przedsiębiorców gnębionych przez państwo, którzy w dalszym ciągu zasilają elektorat PO). Trudno oczekiwać, że p.Korwin-Mikke przedstawiając pomysły z gatunku „Uderzmy na Hiszpanię” (http://korwin-mikke.blog.onet.pl/2,ID374327018,index.html) próbuje zaznajomić potencjalnych wyborców z programem UPR. Zupełnie inną kwestią jest już fakt, że podczas wystąpień telewizyjnych p.Janusz jest przedstawiany jako polityk Unii Polityki Realnej, a nie publicysta „Najwyższego CZAS-u!”, co stanowiłoby informację bardziej precyzyjną.
Stanisław Michalkiewicz – liberał czy jeden z antywolnościowych rycerzy o.Rydzyka?
Stanisław Michalkiewicz – liberał czy jeden z antywolnościowych rycerzy o.Rydzyka?

Pozornie należałoby się cieszyć, że ktokolwiek z UPR pojawia się w telewizji, ale mam ogromne wątpliwości, czy te wystąpienia przysparzają partii pozytywnej popularności.
Spotykałem się wielokrotnie z sytuacją, kiedy w wolnej dyskusji postulat wprowadzenia bardziej pojednawczych środków programowo-marketingowych w trakcie kampanii wyborczej trafiał na kontrargument, według którego jakiekolwiek dążenia do zyskania sympatii wyborcy na tej drodze, są zdradą wolnościowych ideałów, gdyż (według głosicieli tej formuły) na pewno przewidują nawiązanie socjalistycznej retoryki, a więc porzucenie w całej zupełności konserwatywno-liberalnej doktryny. Jest to oczywiście zgubna droga myślenia, ponieważ zakłada, że w realiach dzisiejszej polityki (samej ze swej definicji wymagającej kompromisu) niemożliwym jest wprowadzenie idei wolnościowej, która, jak pamiętamy choćby z okresu prezydentury śp. Ronalda Reagana, potrafi zdobyć życzliwości społeczeństwa, także tym przejawiającym nastroje skłaniające ku polityce państwa opiekuńczego (czyż nie dzieje się to obecnie w Polsce?). Znakomicie opisał to doradca owego prezydenta, śp. Milton Friedman. Kolejne stwierdzenie adherentów tej antywyborczej formuły z nieuzasadnioną dumą dowodzi, że „lepiej być w 1% elity, niż w 99% plebsu”. Niezrozumiała jest krzepiąca właściwość tej świadomości w obliczu egzystowania w socjalistycznym państwie.
Nie można racjonalnie wytłumaczyć pojawiającej się po raz kolejny aury koalicji z  ugrupowaniami posiadających poparcie także na granicy błędu statystycznego. Prawica Rzeczypospolitej (czyli „pobożni socjaliści” albo jak kto woli „partia jednego postulatu”) czy Liga Polskich Rodzin (która momentalnie za pieniądze Declana Ganleya przeistoczyła się w polski oddział europejskiej międzynarodówki) to ugrupowania, które, ze względu na różnice programowe, nie będą w stanie w sojuszu z UPR choćby przeskoczyć próg wyborczy (vide wybory w 2007 roku). Ów nieszczęsny alians spowoduje, że UPR utraci swoją tożsamość i będzie kojarzony już nie jako partia gospodarcza (a przecież jest jedynym reprezentantem środowiska liberalno-ekonomicznego!), ale ugrupowanie, które kładzie nacisk na kwestie obyczajowo-społeczne oraz narodowościowe. Choć, jak sądzę, autorom koalicyjnego projektu zależy, by partie wzajemnie się uzupełniały, to przypomnę, że wygłaszano identyczne, równie płonne nadzieje podczas budowy koalicyjnego tworu o nazwie Liga Prawicy Rzeczypospolitej.
Jedyną szansą UPR bądź w ogóle środowiska wolnościowego na zdobycie większego poparcia jest tylko i wyłącznie zaprezentowanie ugrupowania, jako liberalno-gospodarczej alternatywy dla PO, które wygrało wybory, m.in. dzięki wygłaszanym ideom wolnego rynku (fakt, że w sposób bardziej delikatny niż UPR, ale na tym bynajmniej właśnie polega wyborcza sztuka wojenna). Nie mam bynajmniej na myśli zmiany programu w celu dostosowania go pod gusta wyborców, ale akcentowania założeń niezmiennych od lat, które mogłyby zdobyć sympatię szerszego elektoratu (któż nie chce obniżki podatków i ograniczenia biurokracji?). W polskim parlamencie nie ma już miejsca dla kolejnej partii, która konfiguruje, jako reprezentacja środowiska przesyconego sceptycyzmem (nie ma to w zasadzie większego znaczenia czy wobec UE, obcokrajowców, kapitalistów czy lewaków) – głosy takiego elektoratu zdobyło już w miażdżącej większości Prawo i Sprawiedliwość (także kosztem lewicy) i będzie dzierżyć tą sympatię w swoim ręku, dopóki pozwoli na to o.Rydzyk.
W mojej pamięci pojawia się postać Billa Clintona i amerykańska kampania prezydencka w 1992 roku. Wprawdzie ówczesny kandydat Partii Demokratycznej (późniejszy mieszkaniec Białego Domu), niezwykle dyplomatycznie rzecz ujmując, nie stanowi ucieleśnienia polityczno-ekonomicznej doskonałości, to jego hasło wyborcze (choć zapewne niepozbawione populistycznej retoryki) powinno być drogowskazem dla władz Unii Polityki Realnej, sympatyków tej partii oraz wszystkich osób, którym na sercu leży szczęśliwy los wolnościowej idei na polskiej ziemi:
LICZY SIĘ GOSPODARKA, GŁUPCZE!
Adam Karpiński

8 KOMENTARZE

  1. Dziekuje.
    Sam lepiej bym tego nie napisał.
    Mam nadzieje, ze w UPR zaczna sie prawdziwe i rzetelne zmiany, a nie pudrowanie obecnego stanu (np. śmieszna zmiana statutu).
    Pozdrawiam

  2. Oczywiście popieram. Swoja drogą dziwne, że jeszcze żaden antydemokrata, kontraue i mosmzobo nie wytknął Panu promowania myśli socjaldemokratycznej na tym portalu.
    Pozdrawiam

  3. Słabośc UPR-u nie bierze się z jakichkolwiek braków PRowych czy kiepskiego wizerunku. Problem UPR-u to również nie braki w programie i mała liczba członków. To niestety ogólny problem polskiego ducha i wiedzy. Całe polskie społeczeństwo, również politycy oraz tzw. naukowcy błednie interpretują to co polityczne, redukując politykę tylko do procesu elekcji władz. Stąd cisza w okresach pomiędzywyborczych. Nikt w Polsce nie rozumie istoty tego co polityczne. Aby skutecznie, „realnie” uprawiać politykę musi być spełnione kilka warunków:
    1. Trwały program i wyraziste poglądy
    2. Kadry (tzw. „działacze” i wyborcy)
    3. Codzienne działanie w imieniu grupy / wyborców.
    Polityka w Polsce redukowana jest do końcowej – elekcyjnej – lub wizerukowej formy tego co polityczne – co widać w krytyce młodych UPRowców. Korwin i Michalkiewicz mają poglądy, ale to za mało. Co prawda widać ideowy wpływ tych dwóch na kadry – np. teoria Michalkiewicza o cesarstwach: rosyjskim, europejskim, amerykańskim … jest już powszechnie powtarzana, ale to nie przekłada się i nie może przełożyć się na sukces wyborczy. Z tego samego powodu Tomasz Lis nigdy nie będzie istotnym politykiem. Chociaz obawiam się, że polska scena polityczna tak się zbanalizuje, że kiedyś rzeczywiście wybierzemy jakąś marionetkę bez wsparcia partyjnego. Korwin brzydzi się ludem, więc jak może być w ich interesie działać. I nie mam na myśli ludu rozumianego wg ideii demokratycznej. Również dobry władca (np. monarcha czy prezydent) musi czuc jakąś więź z ludem, powinien mu coś zaoferować – nieprawdaż?
    Co z kadrami UPR? To leniwi, żądni posad naśladowcy. Cała reszta chcąc działać ucieka do partii będących bliżej „realnej” polityki.
    Zadaję pytanie w czyim imieniu działa UPR? Jakich grup, klas, związków? Dziwi, że np. przedsiębiorcy, ci drobni i średni, nie zwracają się ku UPRowi.
    PO i PiS na wizerunek. SLD miało kadry, te wykute jeszcze w PRL-u.
    A żadna z nich nie ma całego pakietu. Stąd bierze się brak ich skuteczności i trwałego zaistnienia na scenie politycznej. Brak wizji Polski wewnętrznej jak również nie powstają żadne prace proponujące kierunek polskiej polityki międzynarodowej. Czy UPR wygenerowała jakąkowiek teorię? Posiada swój think-tank? Buduje jakiekolwiek „realne” lokalne związki czy też na poziomie międzypaństwowym? UPR jest samotna – przez to nierealna!
    Co zrobić by upolitycznić UPR? 1. Blokować się ze stowarzyszeniami. 2. Organizować spotkania z biznesem i sympozja promujące wolność. Jak można nie wykorzystać aspektu wolnościowego i bogactwa dla każdego? 3. Więcej empatii międzyludzkiej – to pomoże w pozyskaniu kadr i wyborców. Kapitalizm mógł zaistnieć tylko przy założeniu równości jednostek. Tymczasem Korwin głosi wyraźny segregacjonizm. 4. Inne działania mniejszego rodzaju.
    Chętnych do zmian w UPR zapraszam do dyskusji.

  4. A wszystko i tak potem się sprowadza do tego, że robi się manifestację a nie ma kto przyjść, bo praca, studia, dzieci (co zrozumiałe – w UPRze nikt z polityki nie żyje).

  5. Kochani, na co dzień pracuje w reklamie i powiem wam jaki jest największy problem UPR. To brak tzw unique selling proposal. Proponujecie wywrócić wszystko do góry nogami zamiast po prostu skupić się na jednym haśle „Zdecydowanie mniej podatków!” – odwołanie się do kieszeni wyborców to najlepsze co można zrobić. Ludzie głosowali na PO bo widzieli w nich „liberałów gospodarczych” To jest potężny elektorat. Przestańcie wygłaszać nierealne bzdury na temat likwidacji wszystkiego tylko w końcu wejdźcie do sejmu! Zróbcie coś dla uciśnionych podatników, a elektorat sam przyjdzie. Bierzcie przykład z NICH – dawkujcie wszystko małymi kroczkami. Get real! Bo tak to niczego nie wskuracie i będziecie (Wy i my jako wasi wyborcy) tylko pośmiewiskiem…

  6. Właśnie wytykam nie tylko socjaldemokratyzm, również socjaliberalizm i socjalDEMOliberalizm razem wzięte. Przykre, że młodzież 20 lat po tzw. obaleniu komunizmu pragnie ten komunizm, może trochę w innej formie odczuć na własnym grzbiecie. Trudno. Wasza wola. Nie będę w tym uczestniczył i nie będę przeszkadzał, zwłaszcza, że: „gospodarka głupcze się liczy”. Czy tylko!

  7. Przykre jest to, że ludzie uzurpujący sobie prawo do przypinania ideologicznych łatek, jak użytkownik „mosbzomo”, nie rozumieją powagi problemów idei wolnościowej w Polsce. Każdy kto nazywa siebie liberałem ekonomicznym (także UPR)z racji z tegoż tytułu powinien walczyć o liberalno-ekonomiczne postulaty, związane z wolnościami obywatelsko-gospodarczymi, a nie rozpowszechniać furiackie, infantylne razwiedkowo-żydowskie teorie spisku czy jak dziecko z piaskownicy żądać inwazji na Hiszpanię – GDZIE JEST W TYCH POSTULATACH KONLIBERALIZM?

Comments are closed.