Kiedy 1 grudnia 2009 r. wszedł w życie traktat lizboński, mało kto zdawał sobie sprawę z tego, że państwo polskie przestało być suwerenne. Wydawało się, że wszystko jest pod kontrolą. Nadal funkcjonowała władza wykonawcza, ustawodawcza i sądownicza. Nadal istniały polskie instytucje państwowe. Powołanie na nowe urzędy Unii Europejskiej mało znanego Hermana van Rompuya i Catherine Ashton sprawiły, że mało kto w Polsce spostrzegł, że Unia zwiększyła swoje kompetencje względem państw członkowskich.
Mijały kolejne miesiące, aż w końcu pojawiły się poważne problemy z zadłużonymi państwami UE. Kryzys w strefie Euro postawił na nogi najważniejsze elity polityczne starego kontynentu. Nikt oczywiście nie chciał dopuścić do bankructwa państw Unii Europejskiej, bowiem wiązałoby się to z poważnymi konsekwencjami gospodarczymi dla niemal całej Europy, jak i z porażką polityczną, upadkiem wielkiej idei silnej Europy, mogącej konkurować ze Stanami Zjednoczonymi, czy z Chinami.
Ostatnimi czasy wszyscy mówią o kryzysie. Wszyscy zdają sobie sprawę z tego, że nadchodzą ciężkie czasy. Niektórzy się buntują, okupując Wall Street, inni na mniejszą skalę organizują swoje akcje protestacyjne w Europie, a politycy robią dobrą minę do złej gry. Niestety politycy europejscy nie mają pomysłu na wyciągnięcie zadłużonych państw z kryzysu. Posuwają się jedynie do dodrukowywania kolejnych pieniędzy, doprowadzając do jeszcze większego zadłużenia państw, za co zapłacą oczywiście ich obywatele. Tego typu strategia czasowego rozwiązania sprawy szalejącego kryzysu nie zlikwiduje go w żaden sposób.
Kryzys w strefie Euro i w całej Unii doprowadził już do zmian politycznych w niektórych państwach, takich jak Grecja, Włochy, czy Hiszpania. Niebawem w wielu krajach Unii Europejskiej zaczną powstawać tzw. rządy jedności lub zgody narodowej, które będą miały za zadanie doprowadzić do wyjścia z kryzysu. Niestety żaden rząd zgody narodowej nie będzie w stanie zmienić sytuacji ekonomicznej, jeśli zostanie przyduszony coraz większymi restrykcjami ze strony UE. Przywódcy europejscy dochodzą do wniosku, że w obliczu kryzysu należy jeszcze bardziej zacieśnić współpracę państw członkowskich z Unią Europejską. Do tego pomysłu przychylnie odniósł się także polski minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski. Stwierdził on, że rozpad strefy Euro byłby najgorszą rzeczą, jaka mogłaby spotkać Polskę i dlatego Niemcy, jako najsilniejsze państwo Unii powinno poważnie zastanowić się nad tym rozwiązaniem.
Niedawno obchodziliśmy 93. rocznicę odzyskania przez Polskę niepodległości. Był to czas zadumy nad tym, jak bardzo ważne jest dla nas istnienie suwerennego państwa polskiego. W 1918 r. po wielu dramatycznych powstaniach, różnego rodzaju inicjatywach i odrobinie szczęścia udało się wskrzesić Rzeczpospolitą. Dziś polscy politycy nie potrafili obronić suwerenności Polski. Co gorsza, po dwóch latach od wejścia w życie traktatu lizbońskiego, nasi przywódcy uznali, że Niemcy powinni wziąć sprawy w swoje ręce i jeszcze bardziej zacieśnić współpracę państw członkowskich UE, by uratować strefę Euro. Tego typu wypowiedzi jasno dają do zrozumienia, że rządząca Polską ekipa nie ma ambicji umacniania swego państwa, ale sprzedania go dla jakichś wyższych idei – Unii Europejskiej. Ta ekipa w niczym nie różni się od tej, która rządziła w PRL-u. Wtedy także nasza polska elita polityczna nie miała nic innego do zaproponowania, jak tylko podlizywanie się Związkowi Radzieckiemu. Taka taktyka jest dobra w czasach prosperity, ale kiedy wszystko zaczyna się sypać, ta elita polityczna nie ma racji bytu, bowiem nie potrafi przeprowadzić żadnej ważnej inicjatywy bez pomocy metropolii. Niestety nasi przywódcy, których sami wybraliśmy, uznali, że polską racją stanu jest wspieranie Unii Europejskiej na dobre i na złe. Polski rząd nie potrafi prowadzić swojej, polskiej polityki zagranicznej. Potrafi tylko podlizywać się silniejszym i cieszy się z każdego „ochłapu”, jaki oni im dadzą np. prezydencję w Radzie Unii Europejskiej.
Trudno się dziwić, że polski minister spraw zagranicznych chce większego zaangażowania Niemiec w zwalczaniu kryzysu strefy Euro. Trudno się dziwić niemal całej polskiej elicie politycznej, skoro wcześniej zgadzała się na wejście do tej Unii Europejskiej. Dotychczas jednak próbowali oni udawać, że mimo sympatii do UE potrafią też być polskimi patriotami. Teraz jednak w obliczu kryzysu, w jakim znalazła się ich wspaniała instytucja, wszystko wyszło na jaw. Przedstawiciele polskiego rządu dopuścili się jawnej zdrady stanu, zdradzili swoją ojczyznę, której ślubowali wierność. Jest to smutne, ale niestety prawdziwe.
Mateusz Teska
Foto. Michał Nawrocki/Prokapitalizm.pl
Panie Teska jesli pan mysli, ze Herr von Thusk i Mr. Sikorski zdradzili swoja ojczyzne to jest pan w zupelnym bledzie…Prosze przez chwile logicznie pomyslec i nie pisac wiecej takich historii jak wyzej.
Zgadzam sie calkowicie. Postkomunistyczna elita sprzedala niepodleglosc kraju w zamian za uwlaszczenie sie na majatku narodowym i unikniecie kar za zbrodnie popelnione w czasie trwania PRLu .
Tusk próbuje ratować państwo. W expose zapowiedział podniesienie wieku emerytalnego. Opozycja i nawet koalicjant zaprotestowali przeciw koniecznym, ratującym finansową niepodległość państwa wyrzeczeniom. W takim wypadku jedynym rozwiązaniem jest zrzeczenie się przez rząd polski kompetencji w sprawach finansowych na rzecz instytucji unijnych, które to wymuszą na „polskich elitach” podporządkowanie się regułom ekonomi. Innymi słowy gwarantem trwania państwa polskiego, jest pozbawienie „polskich elit” wpływu na jego zarządzanie.
Tak to na razie wygląda w moich oczach.
Czytajac komentarz niejakiego pana wv wyzej nic juz nie moze dziwic. Jesli ludzie w PRL-bis mysla takimi kategoriami to niechybnie ten kraj stacza sie ku przepasci i nic go nie moze uratowac.
Comments are closed.