W tradycji katolickiej bardzo istotną rolę w dziele zabiegania o prawdziwy i trwały pokój na świecie pełni wezwanie Matki Bożej Fatimskiej do zawierzenia Rosji jej Niepokalanemu Sercu przez papieża w jedności ze wszystkimi biskupami świata. Niewysłuchanie owego wezwania miało grozić rozszerzeniem się „błędów Rosji” na cały świat: i faktycznie na przestrzeni ostatnich stu lat owe błędy konsekwentnie się rozszerzają pod rozmaitymi postaciami, począwszy od klasycznego marksistowskiego komunizmu, poprzez kulturowy neomarksizm, a skończywszy na neoimperialistycznych wojnach.
Konsekracja dokonana w 1984 roku przez Jana Pawła II była wedle wszelkiego prawdopodobieństwa niepełna, a tym samym nie w pełni skuteczna, gdyż nie wymieniała ona wprost Rosji. Podobnego zdania wydaje się być Stolica Apostolska, która – w odpowiedzi na apel biskupów ukraińskich – planuje dokonać aktu zawierzenia Rosji Niepokalanemu Sercu Maryi 25 marca.
Mogłoby się odnieść wrażenie, że jest to wiadomość bardzo pokrzepiająca i dobrze rokująca dla światowego pokoju. Niemniej – jako że ważnej konsekracji może dokonać wyłącznie papież w jedności ze wszystkimi biskupami świata – trzeba podnieść w tym kontekście temat tyleż drażliwy i niewygodny, co nie dający się zignorować. Jest to mianowicie temat tego, kogo z żyjących dziś osób można w sposób logicznie uzasadniony nazwać następcą św. Piotra, a kogo zdecydowanie nie – mając na względzie to, że zadawanie i zgłębianie tego rodzaju pytań jest kanonicznym obowiązkiem wszystkich członków Kościoła.
Ściślej rzecz ujmując, należy cierpliwie i otwarcie pochylić się nad następującymi hipotezami:
1. Rezygnacja Benedykta XVI była nieważna. Jest to hipoteza podnoszona od dawna, ale ważny jest tu powód: w łacińskim tekście rzekomego dokumentu rezygnacyjnego Benedykt XVI pisze o zrzeczeniu się „ministerium”, czyli aktywnej posługi biskupiej, ale nie o zrzeczeniu się „munus Petrinum”, czyli duchowego mandatu następcy św. Piotra. Potwierdza to mnóstwo dodatkowych poszlak: Benedykt XVI zachował wszelkie atrybuty papiestwa (szaty pontyfikalne, pierścień papieski, imię papieskie, używanie błogosławieństwa apostolskiego, paliusz w herbie itd.), twierdząc przy tym konsekwentnie w autoryzowanych wywiadach-rzekach, że „mandat duchowy” pozostaje przy nim i że papieżem jest się raz na zawsze. Innymi słowy, wszystko wskazuje na to, że Benedykt XVI postanowił w ramach swojego domniemanego aktu rezygnacyjnego przekształcić papiestwo w urząd „kolegialny” bądź „synodalny”, składający się z części administracyjnej i kontemplacyjnej. To jest jednak rzecz kanonicznie i doktrynalnie niedopuszczalna, gdyż następca św. Piotra – jako żywy symbol jedności Kościoła – może być tylko jeden. Stąd wniosek, że Benedykt XVI – bądź to bezwiednie, bądź to w celu zmylenia swoich wrogów – popełnił w swoim declaratio błąd substancjalny, co czyni cały dokument nieważnym. Podsumowując, w świetle prawa kanonicznego Benedykt XVI pozostaje papieżem niezależnie od tego, co myśli na ten temat większość kościelnej hierarchii albo nawet on sam (tu zresztą pojawiają się kolejne znaczące poszlaki: dlaczego np. rzekomy sukcesor Benedykta XVI ostentacyjnie wyzbył się tytułu wikariusza Chrystusa, czyli tego tytułu papieskiego, który w sposób najbardziej bezpośredni łączy się nie z posługą administracyjną, ale właśnie z duchowym mandatem św. Piotra?).
2. Punkt powyższy jest tu zdecydowanie najważniejszy, ale uzupełniają się z nim punkty dodatkowe. Jest dziś już np. rzeczą zupełnie jawną, że na domniemanym konklawe w 2013 roku tzw. mafia z Sankt Gallen (ich własne samochwalcze określenie) zawiązała blok wyborczy w celu przepchnięcia preferowanej przez siebie kandydatury. Tego rodzaju polityczne machinacje czynią jednak dokonany wybór kanonicznie nieważnym – i, ponownie, jest tak niezależnie od tego, czy stosowne instytucje zamierzają się tej sprawie przyjrzeć, czy też przejść nad nią do porządku dziennego (kwestia dowodowa jest tu rozstrzygnięta, bo prominentni członkowie mafii z Sankt Gallen sami przyznali się w swojej pysze i w swoim poczuciu bezkarności do podejmowania opisanych wyżej działań).
3. Domniemany sukcesor Benedykta XVI zdążył się już wsławić w czasie swojego urzędowania licznymi oficjalnymi stwierdzeniami i czynami (dopuszczenie komunii dla rozwodników, podpisanie dokumentu z Abu Dhabi, uroczyste wprowadzenie pogańskich, demonicznych bałwanów do Bazyliki św. Piotra itp.), których nie sposób uznać wyłącznie za poważne, ale nieuświadomione błędy, zwłaszcza w świetle licznych całkowicie zlekceważonych apeli o ich sprostowanie bądź odpokutowanie (na czele ze słynnymi kardynalskimi dubiami). Owe stwierdzenia i czyny trzeba zatem uznać za przejawy formalnych herezji, które w myśl pism doktorów Kościoła, w tym przede wszystkim św. Roberta Bellarmina, natychmiast pozbawiają heretyka wszelkich kościelnych godności. W przypadku heretyckiego papieża pojawia się tu odrębny problem tego, kto i w jaki sposób miałby formalnie go osądzić i pozbawić urzędu, ale w omawianym przypadku problem ten znika biorąc pod uwagę to, co zostało powiedziane w punktach poprzednich – tzn. to, że wedle wszelkiego prawdopodobieństwa Benedykt XVI nigdy nie przestał być papieżem.
4. I wreszcie punkt najbardziej spekulatywny, ale jednocześnie oparty o potencjalnie najwiarygodniejsze źródło: obecna sytuacja w Watykanie zdaje się jasno wpisywać w treść trzeciej tajemnicy fatimskiej, która wspomina zarówno o „Ojcu Świętym”, jak i o „biskupie w bieli”, sugerując jednocześnie, że jeden z nich jest lustrzanym odbiciem drugiego. Z powyższego zdaje się wynikać, że w czasie wypełniania się owej tajemnicy w Watykanie będzie przebywał zarówno autentyczny papież, reprezentujący prawdziwy, choć umierający na swej Golgocie Kościół Powszechny, jak i jego zwodniczy „sobowtór” przewodzący triumfującemu w świecie antykościołowi (zapowiedź „świeckiego, ekumenicznego i globalnego” fałszywego kościoła pojawia się też w szeregu innych znaczących XX-wiecznych przepowiedni, na czele z tą wygłoszoną przez Czcigodnego Sługę Bożego Fultona Sheena w 1947 roku).
Innymi słowy, istnieje poważne zagrożenie, że planowana na 25 marca konsekracja będzie nie tylko nieważna, ale wręcz bluźniercza, co może pogrążyć świat w jeszcze większym duchowym mroku, zaogniając bieżący konflikt lub – co może być scenariuszem jeszcze gorszym – dając światu zwodniczą iluzję pokoju.
Niemniej wydaje się jednocześnie, że przy wszystkich wątpliwościach co do tożsamości kluczowych osób przewodzących dzisiejszej hierarchii kościelnej, istnieje jedno obiecujące rozwiązanie, które jest w stanie maksymalnie zwiększyć prawdopodobieństwo skuteczności planowanego aktu zawierzenia: jest nim czynne uczestnictwo w nim Benedykta XVI. Można zatem przypuszczać, że jeśli wierni pragną dziś wpłynąć poprzez swoje modlitwy na kształt omawianego tu wydarzenia, powinni oni zawrzeć w nich prośbę o umożliwienie Benedyktowi XVI wzięcia w nim czynnego, publicznego udziału. Prośba ta nie powinna kosztować nic nawet tych, których nie przekonują wyrażone wyżej tożsamościowe hipotezy – w żaden sposób nie może ona bowiem uchybiać niczyjemu poczuciu posłuszeństwa wobec Stolicy Apostolskiej.
Kto więc pokłada w nadchodzącej konsekracji nadzieję na przywrócenie światu pokoju poprzez nawrócenie Rosjan – w tym zwłaszcza rządzących nimi politycznych decydentów – ten powinien poważnie rozważyć uwzględnienie w swoich modlitwach powyższego punktu. Stracić nic na tym nie sposób, za to zyskać – i to w wymiarze ogólnoświatowym – można tu swoim osobistym wkładem potencjalnie bardzo wiele.
Jakub Bożydar Wiśniewski
Za FB Autora