Niedawno pisaliśmy o tym, jak to wielkie korporacje międzynarodowe zaangażowały się w poparcie dla tzw. Marszu Równości jaki kilka tygodni temu przeszedł ulicami Warszawy. Temat poruszali: red. Paweł Lisicki i o. Jacek Gniadek SVD. Wielkie korporacje, z funkcji czysto biznesowych przeszły na pozycje ideologiczne, przypisując sobie prawo wychowywania ludzi, narzucania im wizji, którą reprezentują ich właściciele.
Biznes, owszem, powinien dawać ludziom przykład etycznego działania. Już samo to, że np. JP Morgan, Coca-Cola, IKEA czy Google nie okradałyby innych z owoców ich pracy, nie łamałyby zasad wolnorynkowej konkurencji, nie wykorzystywałyby swoich wpływów i siły do nieuczciwego eliminowania innych firm, już to wystarczyłoby za dobrą lekcję wychowania. To pokazywałoby, że biznes jest moralny, że jest konstruktorem, a nie destruktorem społecznego ładu.
Tymczasem coraz częściej przekonujemy się, jeśli chodzi o wielkie koncerny o globalnym zasięgu, że jest inaczej. Dobrego przykładu na potwierdzenie tego spostrzeżenia dostarcza nam portal Money.pl, który publikuje artykuł dziennikarza CNN – Richarda Questa. Jak się okazuje Quest to „gej”, który jest szczęśliwy, że wreszcie będzie mógł wyjść za mąż za swojego kochanka. Swoją drogą, ciekawe czy będzie on w tym związku drugim mężem czy też „żoną”? W Stanach Zjednoczonych takie „małżeństwa” są już możliwe, a jeszcze w roku 1969 – jak zauważa Quest – na Manhattanie, za manifestowanie swojej „orientacji” seksualnej, można było dostać od policji lanie.
Pogląd Questa jest o tyle interesujący i wart przybliżenia, że płynie ze strony osoby zainteresowanej poszerzaniem wpływów aktywistów homoseksualnych na całym świecie. „W tamtym czasie – pisze Quest – ludzie LGBTQ nie mogli otwarcie funkcjonować. Nękanie przez policję było jedną z niezliczonych przeszkód, które blokowały im drogę do normalnego życia. Przez ostatnie 50 lat w tej części Stanów Zjednoczonych sprawy zmieniły się nie do poznania. W ubiegłą środę przyleciałem z Londynu do Newark i przekraczając lotniskowe bramki przeszedłem po tęczowym dywanie. Gdziekolwiek spojrzeć, Nowy Jork – podobnie jak Londyn, Sydney i wiele innych dużych miast na całym świecie – są obecnie przystrojone tęczowymi flagami i banerami z okazji Pride Month”.
Warto tu przypomnieć, że również w Warszawie, na gmachach kilkudziesięciu ambasad wisiały tęczowe flagi. W tygodniku Do Rzeczy, red. Paweł Lisicki zwrócił uwagę szczególnie na ambasadę USA. Odnosząc się do akcji pani Georgette Mosbacher, Lisicki napisał: „Jakim prawem ambasador obcego państwa, zamiast szanować polskie obyczaje, polską tożsamość i wrażliwość, pakuje się z butami w nie swoje sprawy, chce mnie pouczać i upominać? Niech poszczególni ambasadorowie, na czele z naszym największym sojusznikiem, zajmą się wolnością i prawami człowieka u siebie”.
Ale wróćmy do wyznania CNN-owskiego „wesołka” Richarda Questa poczynionego na Money.pl. W dalszej części artykułu dzieli się on z czytelnikami swoim niepokojem… Otóż przeprowadzając niedawno wywiad z panią Sarah Kate Ellis, prezesem zarządu organizacji walczącej o prawa takich jak on, przyjrzał się wynikom badań, które wskazują, że wśród młodszych Amerykanów obniża się poziom akceptacji osób „LGBTQ”. Zdaniem rozmówczyni Questa, wpływ na to ma obecna władza w USA, która – według niej – dyskryminuje te osoby. Ciekawe czy pani Ellis widziała niedawno prezydenta Trumpa owiniętego tęczową flagą i wyrażającego swoje poparcie dla Miesiąca Dumy.
I tu Quest przechodzi do zasadniczego przesłania swojego artykułu, tj. roli jaką wielkie korporacje powinny odegrać w promowaniu „LGBTQ”. „Na świecie wciąż jest 70 krajów, w których przynależność do społeczności LGBTQ jest prawnie zakazana – pisze publicysta CNN – W tych państwach globalne przedsiębiorstwa mają ogromne wpływy, o nieocenionej w tym kontekście roli. Jak powiedziała mi Ellis w zeszłym tygodniu, firmy te mogą mieć realny wpływ na kraje, w których wspomniane wartości nie są podzielane przez władze. W takich miejscach międzynarodowe firmy mogą być jedyną bezpieczną przystanią dla osób LGBTQ”.
Quest krytykuje te przedsiębiorstwa, które angażują się w popierania „wesołków” tylko przez kilka tygodni w roku i robią to najczęściej z przyczyn biznesowych. „(…) przyczyną, dla której środowisko LGBTQ w Stanach Zjednoczonych i Europie, od czasu gorącej nocy na Manhattanie w 1969, tak bardzo się zmieniło, jest zależne od dwóch kwestii – wzrostu roli biznesu oraz liberalnych ideałów, które pozwoliły tej społeczności funkcjonować”. I tu przy okazji dostało się Władimirowi Putinowi, który w wywiadzie dla „Financial Times” powiedział niedawno, że „wartości liberalne są przestarzałe, a zasady leżące u ich podstaw powinny zostać zrewidowane”. Skrytykował również wszelkie ruchy, zmierzające do zniszczenia tradycyjnego społeczeństwa, w tym właśnie LGBT.
Quest kończy swój artykuł na Money.pl następującą uwagą: „Choć myślę, że powinniśmy, ogólnie rzecz biorąc – cieszyć się z zaangażowania korporacji w wspieranie społeczności LGBTQ, to tym samym przedsiębiorstwa muszą konsekwentnie przestrzegać wartości, za którymi się opowiadają. Zaangażowanie podczas Pride to nie wszystko, zwłaszcza że celebruje się go zaledwie przez kilka tygodni w roku. Swobody, które są wspierane przez firmy, zostały z trudem wywalczone. Jednak należy pamiętać, że rola biznesu jest wciąż kluczowa dla bitew, które toczą się na całym świecie – także w Stanach Zjednoczonych”.
Czym zakończą się te bitwy?
W
To wogóle arcypikantny temat; zwłaszcza na forum dla tzw. wolnorynkowców i zwolenników kapitalizmu (cokolwiek by to miało znaczyć).
Kolejny przyczynek pokazujący niekompatybilność bajki o żelaznym wilku z praktyką.
Comments are closed.