Gdy do płyty lotniska przymarzają samoloty mające dostarczyć „aktywistów” na wszechzwiązkowe plenum przeciwko ocieplaniu się świata, naftowy kacyk patronujący całemu przedsięwzięciu oświadcza niespodzianie, że nie istnieje żaden „naukowy konsensus” uzasadniający pilną rezygnację z wykorzystywania paliw kopalnych, a z ideologicznie zinfiltrowanego Watykanu – placówki dbającej ponoć po dziś dzień przede wszystkim o zbawienie indywidualnych ludzkich dusz – płyną na wspomniane plenum coraz bardziej histeryczne epistoły o tym, że świat potrzebuje w pierwszym rzędzie znacznie więcej „multilateralizmu” (czytaj: globalnej władzy politycznej), wówczas zbieżność wszelkich znaków naturalnych, ludzkich i opatrznościowych jasno wskazuje, że najbezczelniejsza wieża Babel ostatnich czasów wali się w przyspieszonym tempie.
Inaczej rzecz ujmując, owa wieża dawno przekroczyła już swój etap groźny i triumfalistyczny, a nawet śmieszny i komiczny, znajdując się obecnie na etapie absurdalnym i groteskowym. Albo też, trawestując klasyka, rozpada się ona nie z hukiem, ale ze skomleniem. Trudno tym samym o wyrazistszy sygnał, żeby z jednej strony opuścić wszelkie jej lokalne przyczółki, które czeka identyczny los, a z drugiej strony przygotować się do skrupulatnego wyprzątnięcia pozostałego po niej globalnego gruzowiska. I choć dzikie zwierzę przyparte do muru może przez krótką chwilę kąsać szczególnie zajadle, nawet owa tymczasowa zajadłość powinna być odebrana przez ogół ludzi dobrej woli jako pokrzepiający prognostyk tego, że już niebawem będzie można ostatecznie odetchnąć z ulgą.
Jakub Bożydar Wiśniewski