Na początek inspirujący cytat z nieistniejącej już niestety, ale zarchiwizowanej strony:
„Słowianie nie mają nad sobą władców (co zdumiewało greckich kronikarzy). Nie mając zorganizowanych państw są nieuchwytni dla wrogów. Wolni, bez władzy, czują siłę, jaką dać może tylko wolność pomiędzy równymi. Nie zależąc od handlu i przemysłu, są samowystarczalni w ramach niewielkiej wspólnoty, a taką najtrudniej zniszczyć. Brak władzy, jak każdy to dzisiaj widzi, to także ogromna oszczędność. Wydaje się więc, że w tamtej tak tragicznej dla cywilizowanej Europy epoce, Słowianie instynktownie przyjęli najlepszą metodę przetrwania: rozproszyć się, przypaść do ziemi, brać środki do życia z gospodarki bezpośredniej. (Z bardzo podobnych powodów, aby ośrodki dowodzenia mogły przetrwać atak jądrowy, Amerykanie zbudowali internet…) Ciężkie czasy wymagały skrócenia łańcuchów krążenia energii w społeczeństwie. I Słowianie to zrobili. (Chociaż jednocześnie zapomnieli jak się robi ozdoby na broni, i wyrzucili, może jako zbędny balast, koła garncarskie.)”.
Nie lubimy więc systemu. Twierdzę, że gdzieś w naszych cywilizacyjnych genach odziedziczyliśmy po przodkach to umiłowanie wolności i pozasystemową aktywność. Znaczna część naszego społeczeństwa kocha wolność tylko nie jest tego świadoma. Tak naprawdę jesteśmy społeczeństwem dość dobrze funkcjonującym poza wszystkimi systemami i pod wszelaką okupacją tworzymy w naturalny sposób poziome struktury zapewniające nam przetrwanie.
Wielu tak zwanych „wolnorynkowców” i nie tylko, co jakiś czas rozpacza nad niskim poparciem dla samej idei wolnego rynku, jak też dla politycznych kanapowych partyjek tego nurtu. Lamentują też wszelkiej maści prawicowcy. Dookoła sam populizm i postkomuna bez lustracji, kontynuacja istnienia starych PRLowskich elit w zmutowanym systemie. Sam nie raz lamentowałem, więc wiem jak to wygląda. Do tego dochodzi fiskalizm i etatyzm, jednym słowem: „tfu”. Z poza lamentu nie słychać już nic poza kolejnymi rozpaczliwymi analizami przypominającymi samobiczowanie oraz żale nad ogłupiałym zsowietyzowanym społeczeństwem.
A tak naprawdę rzecz polega na czym innym. Owe ogłupiałe, rozleniwione i osamotnione przez swoje elity społeczeństwo zostało nauczone, że to co ich otacza to wolny rynek i kapitalizm pełną gębą. Znaczna część społeczeństwa nie prowadzi własnego biznesu, więc skąd mają wiedzieć, że nie ma tak naprawdę wolności gospodarczej. Za to w koło są przekonywani o tym, że owa wolność istnieje.
Gdy więc pojawia się grupa ludzi, którzy mówią: „Chcemy wolności – politycznej i gospodarczej, chcemy wolnego rynku i podmiotowości”, większość społeczeństwa sądzi, że to świry bo popierają ten otaczający nas syf. Przecież panuje u nas demokracja i wolność wszelaka! Skąd ludzie poza telewizorem mają wiedzieć na czym polega wolny rynek, skoro realnie zanika on na całym świecie? Skąd ludzie mają wiedzieć na czym polega wolność jeśli nauczono ich żyć w zniewolonym do szpiku kości systemie, a to jedyny jaki znają?
Ów sprytny zabieg polegający na pomieszaniu znaczenia pojęć jak widać jest bardzo skuteczny. A wystarczyłoby wyjść poza zaklęty krąg terminów i frazesów. Wystarczyłoby sformułować lapidarną polityczną ofertę i powiedzieć: „zostawcie nas w spokoju” i wezwać do bojkotu wyborów. Wezwać ludzi do biernego oporu, który i tak jest faktem. Wystarczyłoby abyśmy potraktowali państwo jako okupanta, bo nasze wymęczone i wywalczone krwią państwo w między czasie zmutowało do naszego największego ciemiężyciela. Dopiero po krachu owego złodziejskiego systemu naczyń połączonych, w którym tkwimy, możliwa będzie odbudowa państwa, które tak jak pisał Bierdiajew – może nie będzie idealne ale za to bardziej wolne. Ów system składa się z lichwiarskiej międzynarodówki, europejskiej międzynarodówki i polskiej wewnątrznarodówki złożonej z PO, PiS, SLD i PSL.
Długofalowa strategia polityczna powinna więc zmierzać do wyjścia poza system i nie respektowania jego zasad. Zamiast kolejnych bezskutecznych prób walki w ramach systemu – wezwanie do bojkotu wyborów, który powinien trwać dotąd aż nie zostaną spełnione proste dwa postulaty:
– wybory wyłącznie w ramach okręgów jednomandatowych,
– zakaz uchwalania budżetu państwa z deficytem.
Niech ten szantaż stanie się głosem coraz większej części społeczeństwa nieuczestniczącego w wyborach. Tylko ta masa jest w stanie przestraszyć naszych jeźdźców apokalipsy. Bądźmy więc wolni. Wstańmy od pokerowego stolika, przecież nie musimy grać i akceptować zasad tej gry, w której możemy jedynie przegrać, bo gramy w demokrację ze światowej sławy szulerami.
Adam Kalicki
Foto pochodzi ze strony http://www.sws.org.pl/siedlce/index.php
A lewica namawia, żeby do wyborów szło jak najwięcej ludzi, bo doskonale zdają sobie sprawę z tego, że im więcej pójdzie, tym większe poparcie zdobędą. Najpierw mówi się, że ludzie to barany, bo sami nie wykupią sobie ubezpieczenia zdrowotnego i nie oszczędzą na swoją emeryturę, a później każe im się wybierać najlepszego prezydenta i partię. Pogratulować.
Tak na marginesie mówiąc, na przykładzie tego tekstu widać, że Słowianie mają wiele wspólnego z Amerykanami. I w podobny sposób dali się oszukać we współczesnych czasach.
Lewica tak nawołuje, zgadza się. Ale to z kolei powoduje taki odruch sumienia, że jeśli nie pójdę to oddaję pole walkowerem. Wielu ludzi autentycznie ma takie podejście. Sam wielokrotnie temu uległem i dałem się ostatecznie namówić na pójście na wybory, choć początkowo nie miałem takiego zamiaru. Pierwszy raz w III RP nie poszedłem na wybory w br. – prezydenckie w II turze. Ale na pierwszej turze byłem.
Zastosowanie się do pomysłu Adama Kalickiego musi oznaczać, że pozbawiamy się również możliwości zagłosowania na partie czy osoby, z których poglądami się zgadzamy. Bojkot zatem powinien rozciągnąć się również na niewyrażenie zgody nie tylko na udział w głosowaniu, ale także na kandydowaniu. A to już chyba nie jest takie proste…
Ja ze swojej strony od pewnego czasu mówię pod prąd, że jak się ktoś nie zna na polityce lub nie czuje się na tyle pewny, żeby powiedzieć, że się zna, to niech nie idzie na wybory. Chociaż tyle warto zrobić.
Mi chodzi o przekroczenie pewnego tabu. Jest nim pseudodemokratyczny system w którym żyjemy, bo z jednej strony mamy 5% próg dostania się do parlamentu, z drugiej finansowanie tych partii, które się dostały. To tworzy układ czterech, którzy pomimo ciągłej walki między sobą nie są w stanie dokonać jakościowej zmiany w tym kraju. Moja propozycja jest prosta: zaszantażujmy ich obaleniem tabu. Nikt jeszcze w Polsce przez ostatnie 20 lat nie wezwał ludzi do bojkotu wyborów. Sądzę, że tej anty-systemowej shizmy najbardziej boi się salon. Dlaczego? Bo nie akceptuje warunków gry. Ten kto to powie będzie miał od razu poparcie większości, która na wybory nie chodzi. Doprowadzi do powolnej erozji tego co nas otacza i co tylko z nazwy przypomina demokrację.
Oczywiście za odstąpienie do kolejnego bojkotu można wymóc konkretne zmiany ustrojowe. A to już jest kawałek władzy i uzyskanie przestrzeni pod prawdziwy konserwatywno – liberalny ruch społeczny, który przejmie w końcu władzę w tym kraju, wcześniej uzyskując miejsca w sejmie i dostęp do mediów.
Ot i cała filozofia: Obalmy tabu, przekroczmy Rubikon.
Panie Adamie!
Prosze doszkolic sie z Teorii Gier, albo chociaz sobie odswiezyc!
Wzywajac do bojkotu rownowaga przeniesie sie na korzysc opracow! To by dzialalo, jakby np. wybory byly wazne tylko przy 50% frekwencji. a tak wystarczy, ze 10% (urzednicy, znajomi, sitwa, pozyteczni idioci i ludzie o slabej glowie do polityki) pojdzie i odda nas w rece tej szajki. My jestesmy prawica, akceptujemy reguly gry, ale walczymy panie Adamie, walczymy. Moze i np. Korwin nie zrobil wszystkiego jak nalezy, ale wierz mi Pan, przynajmniej funkcjonujemy w swiadomosci spolecznej, czego mysl ko-libra moze pochwalic sie jedynie w paru krajach, nie mowiac o monarchistach, ktorych praktycznie nie ma, a u nas maja chociaz 1%., na ktørym mozna zbudowac porzadne panstwo, kiedy to pod tymi regulami gry zdechnie. a ze zdechnie, to wiemy, nalezy czekac, szkolic sie i uderzyc w odpowiednim momencie.
Bojkot wyborow przy i tak 50% absencji i 10% poparciu dla pozaparlamentarnej opozycji wywola u Lewiatana tylko drwiacy usmieszek na uswinionych tluszczem i krwia ustach. Na to zgody nie ma.
Nic Pan zatem z tego co powyżej nie zrozumiał. I przyznam, że nie spodziewałem się, że będzie inaczej. Przed publikacją tego tekstu pisałem nawet o tym w mailu do Pana PSz. Ależ świat byłby prosty, gdyby obejmować go miarą tylko jednej teorii!
To strategia długofalowa. Nasze społeczeństwo jest w znacznej mierze chłopskie, a świat chłopski dzieli się na swój i obcy – jak nauczał Józef Chałasiński. Tego typu akcja stworzy nowe kryterium podziału na swoich i obcych. Ci obcy akcentują system, to obcy. A kto jest swój? Na razie go nie ma, a będzie nim ten kto powie prawdę i wezwie do tego o czym i tak jesteśmy przekonani. Na tej bazie, zaczną się powoli tworzyć alternatywne struktury społeczne, co działo się zawsze w czasach, gdy byliśmy pod okupacją. Obserwuje to do jakiegoś czasu jeśli chodzi o gospodarkę, ale proces ten jest jeszcze zbyt słaby, na to potrzeba dekad. I o tworzenie poziomych struktur to chodzi, a my patrzymy na ten świat zbyt krótkowzrocznie. Nikt dotąd nie dał ludziom wyraźnego sygnału do kontestacji, która jest faktem. Dyfuzja innowacji to proces, który ma na początku ma samych przeciwników, ale często wygrywa.
To po kolei. Socjologia tez mnie interesuje i mam co nieco do powiedzenia:
Na bazie dekad nie powstanie nic zgodnego z przewidywaniami. Takze panskimi, dobrze uzasadnionymi, tylko o dziwo dal Pan nieadekwatne przyklady. Okresy ktore daje Pan jako przyklad byly zdominowane i zdeterminowane przez silny czynnik zewnetrzny i tworzyly sie pod jego wplywem i duzo szybciej niz dekada (nawet noc paskiewiczowska trwala cos kolo dekady). Cechem XXI wieku jest to, ze przyjaciele, wrogowie i rozne czynniki oddzialowujace i motywujace sa bardzo rozmyte, niewyrazne, czesto ma sie do czynienia ze zjawiskami w stylu odwrocone fronty, dyfuzja miedzy grupami (przyklad: polska transformacja ustrojowa), masa ludzi, i nawiasem mowiac, delikatnie nie zgadzam sie z okresleniem polskiego spoleczenstwa jako chlopskiego, gra na dwa fronty.
2. I to jest moja druga uwaga. Swiat ancient regime byl mimo wszystko prawie dwuplaszczyznowy. Istniala okreslona pozycja stanowa i pozioma struktura duchowa. Dzisiaj swiat jest wielowymiarowy, juz sam internet tworzy nie plaszczyzne, tylko alternatywe dla kazdego wymiaru, przestrzen paralelna. Panstwo ze swoimi instrumentami jest w stanie przechwycic kazda plaszczyzne, ale nie o tym mowa. Moja konkluzja jest taka, ze tworzenie ja to Pan okreslil „poziomej struktury” odbedzie sie niezaleznie od bojkotu wyboru. I tak sie dzieje, poniewaz 50% Polakow i tak nie uczestniczy w demokratycznej szopce, ale na pewno czesc uczestniczacych uczestniczy w szarej strefie. Czyli, co wydaje sie paradoksem, mozna stosowac bierny opor wobec systemu i jednoczesnie probowac go zmienic za pomoca dostepnych srodkow.
Wszystko jednak jak widze zaczelo sie od kiepskiego zalozenia o „spoleczenstwie chlopskim”. Polskie spoleczenstwo przypomina raczej spadochroniarzy rzuconych na losowy grunt. Sa to ludzie nie zwiazani ze swoja mala ojczyzna, nie ma wielopokoleniowych firm jak w Niemczech (ok. 40-50%), nawet tradycji prawnej bo ja znisczyl komunizm. Polski rzad jest odbiciem polskiego spoleczenstwa, przypomina karczowanie i rabowanie swiezo zajetej ziemi. Tego ducha musimy zmienic w ponierskiego – wymaga to np. kapitalnej zmiany podejscia w kwestii edukacji. Bojkot wyborow sprowadzi sie ostatecznie do podbnych rezultatow, tylko stracimy nawet ten zaczatek ducha pionierskiego.
3. Jesli uwaza Pan, ze antysystemowi powinni miec -UDZIAL w glosowaniu, to logiczna konsekwencja byloby np. wezwanie do glosowania na najgorszych typow (gwarantujacych jednoczesnie nienaruszalnosc systemu ktory ma obalic sie pod wplywem masy krytycznej). Wtedy tez mamy -UDZIAL, nawet wiekszy. Jesli -UDZIAL przy nieglosowaniu mialby przyspieszyc koniec lub zmiane, to -UDZIAL w glosowaniu negatywnym powinien byc lepszym katalizatorem.
W dodatku wtedy pojawia sie szansa, ze nawet najgorsza szuja bedzie zmuszona do reform, bo nie bedzie obszaru do karczowania – vide Partia Pracy pod Richardem Prebble w Nowej Zelandii. Jesli system ma upasc, to upadnie – a ludzie beda do konca wybierac tego, co im obieca „lepiej” w postaci namacalnych, choc niekoniecznie racjonalnych srodkow.
4. Z Tego tez tytulu, choc Pana wytlumaczenie wydaje mi sie ciekawe, nadal wydaje mi sie logicznie niespojne i niekonsekwentne. To moje zdanie, a teorii mam na pewno wiecej niz jedna, ale zazwyczaj opieram sie na tej ugruntownej jednoczesnie na logice i danych empirycznych.
PS Chłopowie sa zwiazani z ziemia i to rozni ich od naszego spoleczenstwa spadochroniarzy.
Jest prostszy sposób na przyspieszenie zawalenia się systemu pod swym własnym ciężarem. Wystarczy żeby ludzie w ramach buntu przestali płacić podatki.
W ciągu roku mamy armagedon gwarantowany 😉
Jak bylem mlody i glupi to tez potrafili mnie namowic do wyboru „mniejszego zla”. Obecnie juz wiem, ze zla sie nie wybiera i juz!!! Jezeli o systemie decyduja wybory, to sie do nich idzie– zeby poprzec swojego kandydata, jak nie ma takowego to sie nie idzie do wyborow, tylko prowadzi sie agitke! Ja na przyklad nie bralem udzialu w drugiej turze ostatnim razem!
PS. Jak przestanie sie placic podatki ( a przeciez mamy prawo biernego oporu wynikajace z Praw Naturalnych!!!!! pochodzacych z Najwyzszego Zrodla– to wykupywacze „obligacji” zakrecaja kurek juz nazajutrz!!! Na efekty nie trzeba czekac nawet kilku dni!!! Podejrzewam jednak, ze w takiej sytuacji banda u wladzy przeprowadzi blitz-prywatyzacje, uwlaszczenie majatku panstwowego jaki jeszcze pozostal… i wtedy moze dopiero postawiliby na wolny rynek w stylu prof. Wilczka. Podejrzewam jednak, ze po okrzepnieciu gospodarki „demokracja” znow wywinduje ich na stanowiska— wszak wola strzyc cudze barany, niz hodowac swoje!!!!
Niestety, zmiana musialaby nastapic w umysle kazdego Polaka, albo co najmniej w duzej grupie Elity Patriotycznej, ktora nie zawahalaby sie „przyp….lic” w obronie Prawa, Wlasnosci, Zasad, i Wolnego Rynku. Zeby sie nam chcialo chciec panowie!!!!
Razwiedka! Razwiedka! Razwiedka!
@kamil
Świat zawsze był wielowymiarowy.
Dokonywanie redukcjonizmów leży w nasze naturze.
Tak, tak też oglądałem ten wywiad z Wolniewiczem. Tak swoją drogą, to musi się Pan strasznie napisać z tą swoją erudycją :-). Ja już stary jestem więc wali mi to. Nic nie muszę nikomu udowadniać. Ale nie zdziwmy się, gdy przed jesiennymi wyborami pojawi się ktoś, kto wezwie do bojkotu wyborów, będzie odsądzony od czci i wiary przez salony. A po wyborach okaże się, że poparło do 70% uprawnianych. I co wtedy?
Jakakolwiek próba stratyfikacji naszego społeczeństwa kończy się na określeniu, że są chłopi, post chłopi i reszta.
Ostatnio spotkałem się z określeniem „kredytowa burżuazja” – opisujących właścicieli podmiejskich okazałych domów i samochodów z trzylitrowymi silnikami, którzy biorą chleb „na krechę” w wiejskim sklepiku.
W odróżnieniu od piewców postmodernistycznego bełkotu twierdzę, że ten XXI wiek nie jest wcale tak bardzo inny od wcześniejszych stuleci. Trochę pożyłem i wtedy i teraz. Dlaczego? Bo trwa za krótko.
Główny problem Polski polega na tym, że nie mieliśmy wieku XIX w rozumieniu anglosaskim. Na stare struktury nałożyły się nowe i jeszcze nowsze, a chłopi pozostali. Kiedyś próbowałem prześledzić korzenie profesorów ze swego wydziału i okazało się, że 9 na 10 to synowie chłopscy z krwi i kości. I to jest jedyna klasa społeczna, o której można mówić w klasycznym rozumieniu tego słowa. Swoją droga (proszę wybaczyć, jeśli urażę) Pańskie korzenie – wnosząc po nazwisku – także jest plebejskie. Więc należałoby Pana zaklasyfikować w grupie postchłopskiej. Aby była jasność ja jestem chłopem z dziada, prapradziada. Chociaż nie uprawiam ziemi, ale ją posiadam, żyję w środowisku, w którym żyli moi pradziadowie, umiem orać, siać i mam sierp. Co prawda nie tatowy, ale po dziadku.
Reszta (i to mi się podoba) to właśnie spadochroniarze. A więc swego rodzaju kategoria społeczna a nie klasa. Kiedy kategoria staje się grupą, a kiedy klasą? Kiedy ma cel i strukturę. Zaczyna część Polaków to ludzie czekający na przystanku na autobus. A ja chcę tylko, aby ktoś powiedział: „On nie przyjedzie. Idźmy do domu, albo tu obok facet ma busa. pogadajmy z nim i niech nas porozwozi po domach. Wtedy to już grupa celowa. Co do klasy potrzeby jest silny czynnik kulturowy, czas i wspólnota interesów np. na bazie jednolitego sposobu zarobkowania i mitologii.
I tak, z jednej strony dowołuję się do jedynej klasy społecznej w jej aksjologicznym duchu, która jest znaczne szersza niż się wydaje. Z drugiej zaś strony daję cel sporej części spadochroniarzy, bo istnieje spore prawdopodobieństwo, że znaczna część z nich celowo omija nie głosuje. To chyba logiczne. Poza teorią gier, którą usiłuje Pan żaglować, jest jeszcze rachunek prawdopodobieństwa. Przy jednoprocentowym poparciu na miejscu cementowników nie chciałoby mi się wstawać z łóżka, aby zbierać podpisy. A tak ludzie mają świadomość, że za nimi są masy.
Innymi słowy, zabieg taki doprowadziłby do połączenia w symboliczną strukturę tych wolnych elektronów. Potem ta struktura zacznie się instytucjonalizować. Coś takiego miało miejsce w 1980 roku i nazywało się Solidarność. Ja to pamiętam, a Pan nie. Nie twierdzę, że muszę mieć rację. Tylko wiem, że gdy stoimy uparcie przy swoich pojęciowych barykadach, nie jesteśmy w stanie dokonać żadnego postępu, a wtedy przegrywamy.
A na przyszłość radzę, odrobinę pokory wobec siebie. Kiedyś to chyba Panu już radziłem. Widać nie posłuchał Pan.
no, erudycję mam… średnią. a co do mojego nazwiska – cóż, moi pradziadkowie jeszcze wpuszczali innych krewnych tylnymi drzwiami – czyli moje pochodzenie jest szlacheckie z jednej strony.
w sumie pojąłem motyw, który Panem kieruje – wspomnienie Solidarności. Tylko mnie gryzie jedno – jeśli tę bezkształtną masę poderwiemy, to będzie to jednorazowy zryw. A potem jej bierność znowu wyhoduje kolejnego lewiatana. To tylko moje obawy, proszę nie brać ich zbyt poważnie. Chciałbym realnej zmiany, takiej reakcyjnej w stylu kropla draży skałę, nie patrząc na cementowników. Chciałbym po prostu po upadku lewiatana mieć świadomość, że ma się grupę zdyscyplinowanych i interdyscyplinarnych ludzi gotowych do przejęcia funkcji państwowych. A taka powstanie tylko dzięki aktywnemu działaniu.
W ogóle, ta rozmowa przypomina mi trochę „Michnikowszczyznę” Ziemkiewicza. Podoba mi się (w rozmowie) konstatacja o braku XIX wieku w rozumieniu anglosaskim – bezbłędnie Pan to rozpoznał, ale należy dorzucić do tego jeszcze fakt, jak bardzo zmieniały się polskie granice. Po II wojnie światowej stało się dla Polski najgorsza rzecz – zmieniono połowę jej terytorium. Ludzie, przywiązani do ziemi, zasiedlili nowe tereny. Siłą rzeczy na nowych terenach zero tradycji, zakorzenienia, zwyczajów, normalnej gospodarki (pomijając komunizm). Najbardziej smutne są miasteczka od 2 do 20 tys. mieszkańców w lubuskim i zachodniopomorskim. To jest tragedia, co się tam dzieje. Z kolei na starych rdzennych terenach pojawił się element obcy, niemal imigranci, którzy zaburzyli delikatne struktury społeczne na tych terenach. Choćby i Polską nie rządził komunizm, to musiało doprowadzić do takiego stanu jaki mamy obecnie.
tak mi przyszło do głowy… mówi Pan o cementownikach i o bojkocie. To proszę zauważyć jedną rzecz:
– tych którzy nie głosują i tak bojkot nie obchodzi. oni będą mieli nas gdzieś.
– tych którzy głosują bojkot nie obchodzi, bo to jest matrix – ludzie są gotowi bronić systemu za wszelką cenę, bo w niego wrośli. nie znając nic innego jak można decydować się na coś nieznanego, niepewnego? lepsze znane piekło niż obiecane niebo.
– suma summarum, wcale nie będziemy mieć za sobą „połowę społeczeństwa”. nawet nie 10, nawet nie 5%.
dlatego jedyną szansę widzę w przeciążeniu masy krytycznej w systemie i aktywnym działaniu w jego obrębie lub na jego rubieżach jako partyzanci. może to Pan zwalić na mój brak pokory.
Z tym wykorzenieniem to oczywiście święta prawda. Widać to nawet po wynikach głosowania na PO w wyborach prezydenckich. Tam gdzie istnieją stare, tradycyjne struktury społeczne tam wygrywał PIS. Tak na marginesie, jakiś czas temu wpadły mi w ręce pamiętnik Wincentego Witosa i z przerażeniem odkryłem, że to co pisał ten człowiek, było bliższe naszym poglądom, a nie miało nic wspólnego z demagogią, którą głosi PSL. Niesamowite.
Z tą kroplą drążącą skałę, to także prawda. Ale wyobraźmy sobie taką sytuację. Ktoś wzywa do bojkotu wyborów i okazuje się, że poparło go 50% społeczeństwa. Ten ktoś zaczyna legitymować ludzkie lenistwo i tych, którzy by posłuchali wezwania do bojkotu. Wtedy ten ktoś nie jest nieutożsamiony za jednoprocentowego pajaca, tylko reprezentuje połowę narodu. A więc zaczyna przyciągać. To taki efekt kuli śniegowej.
Ktoś powie, że to głupie. Ale gdy popatrz na lokalnych kacyków, którzy wygrali wybory samorządowe poparciem kilku głosów, a uważają się za Aleksandrów Wielkich, sądzę, że może to podziałać.
A skąd pewność, że ten tłum nie poszedł do wyborów słuchając wezwania tego konkretnego polityka? A to jest właśnie według mnie owa masa krytyczna. Bo skąd salon ma wiedzieć, że jak ten konkretny człowiek nie wezwie ludzi do jakiegoś działania, także go nie posłuchają. Jest ponoć teoria racjonalnego wyboru, która podobno sprawdza się w sytuacjach wyborczych. Ludzie nie popierają kogoś, kto w ich przekonaniu na ma szans. A ten ktoś i jego ruch, wtedy jest racjonalny bo tę szansę ma.
Zdaje mi się, że o braku XIX było w „Polactwie”, ale nie jestem pewien.
może synergia: sami po cichu głosujmy, ale generalnie wzywajmy do bojkotu? coś co robi amerykańska fox news:
„nie jesteś pewien, nie znasz się, w głębi duszy uważasz że to bez sensu – nie głosuj, zostań w domu!”
to też jakieś wyjście. tylko żeby za taką inicjatywą pojawił się ktoś, kto nie będzie kojarzony „z sektą nieprzejednaną”, jak kiedyś określił UPR pewien francuski polityk.
Comments are closed.