W kontrolowanych przez oligarchów ukraińskich mediach jest coraz mniej miejsca na wolną debatę ekonomiczną. Dyskusje na temat podatków, bezpieczeństwa energetycznego, taryf czy korupcji toczą się dziś głównie w społecznościowym portalu, który zamienił się w prawdziwą agorę.
W grudniu 2015 roku dziennikarze ukraińskiego serwisu informacyjnego The Insider przeanalizowali, do kogo należą najważniejsze media nad Dnieprem. Wnioski nie były zbyt zaskakujące: „W Ukrainie nie istnieje rynek środków masowego przekazu. Przeważająca większość mediów przynosi straty i jest sponsorowana przez grupy finansowo-przemysłowe albo polityczne. Jedynie niewielka część mediów stara się wyżyć z wpływów z reklam” – konstatowali.
Kto płaci, ten zamawia
Do związanego z ekipą Wiktora Janukowycza oligarchy Siergieja Kurczenki od 2013 r. należy koncern medialny UMH – Ukrainian Media Holding. Wcześniej był własnością Borysa Łożkina – biznesowego partnera Petra Poroszenki i szefa jego administracji. Sam prezydent-oligarcha także miał udziały w należącym do holdingu tygodniku Korespondent. UMH wydaje pisma „Forbes” (w 2015 roku amerykańska centrala cofnęła UMH prawo korzystania z tytułu, mimo to pismo nadal wychodzi pod znaną na całym świecie nazwą), „Korespondent”, „Futbol”, „Argumenty i Fakty” oraz dziennik „Komsomolskaja Prawda w Ukrainie”. Do koncernu należą też rozgłośnie radiowe Awtoradio, Nasze Radio, Europa Plus, Retro FM, Radio Piatnica, Lounge FM, Hołos Stolyci i Dżem FM.
Rinat Achmetow, oligarcha kojarzony z donieckim światem przestępczym i oskarżany o finansowanie prorosyjskich bojówek w Donbasie, jest właścicielem holdingu Media Grupa Ukraina, w skład którego wchodzą ogólnokrajowe stacje telewizyjne Ukrajina, NLO TV, Indigo, Futbol1, Futbol2 oraz lokalne Telekanał 34 (Dniepropietrowsk), Donbas (Donieck) i Sigma (Mariupol), a także koncern Siegodnia Multimedia, w skład którego wchodzi dziennik „Siegodnia”, ukraińska edycja miesięcznika „Vogue”, pisma „RIO”, „Donieckie Nowosti, „Priazowskij Raboczij” oraz „Dom Sowietow”. Należą do niego także serwisy internetowe Siegodnia, Wiecziernyj Donieck, Gorod, Priazowskij Raboczij i Donieckije Nowosti.
Holding Inter Media Group oligarchy Dmytra Firtasza – oczekującego w Austrii na decyzję w sprawie ekstradycji do USA w związku z oskarżeniami amerykańskiego wymiaru sprawiedliwości o korupcję politycznego partnera Petra Poroszenki – oraz Siergieja Liowoczkina, byłego szefa administracji obalonego prezydenta Wiktora Janukowycza i parlamentarzysty powstałego z Partii Regionów Opozycyjnego Bloku, jest właścicielem stacji telewizyjnych Inter, NTN, Mega, K1, K2, Enter Film i Piksel. Inter Media Grup jest też właścicielem serwisów internetowych Podrobnosti.ua i Ukranews.com oraz agencji prasowej Ukrajinski Nowyny.
Do oligarchy Wiktora Pinczuka, zięcia byłego prezydenta Ukrainy Leonida Kuczmy, należy z kolei holding StarLightMedia (sześć stacji telewizyjnych: STB, ICTV, Nowyj Kanał, M1, M2 oraz QTV). Grupa Privat oligarchów Ihora Kołomojskiego i Hennadija Boholjubowa jest natomiast właścicielem ośmiu stacji telewizyjnych: 1+1, 2+2, TET, PlusPlus, 1+1 International, Bigudi, kanału telewizyjnego agencji prasowej Unian (też należącej do Privatu) oraz stacji Ukraine Today. Privat jest także właścicielem dużych internetowych serwisów informacyjnych TSN i Glavred.
Wpływ na media zachował także prezydent Petro Poroszenko. W 2013 r. sprzedał on część udziałów w rynku medialnym, a jego aktywa przeszły pod kontrolę ludzi z ekipy Wiktora Janukowycza, ale pozostał właścicielem ogólnokrajowej informacyjnej stacji telewizyjnej Kanał 5, pośrednio kontroluje także państwową agencję informacyjną Ukrinform. Podlega ona Ministerstwu Polityki Informacyjnej, którym kieruje kum Poroszenki (oligarcha jest ojcem chrzestnym jego dziecka) Jurij Stec – wcześniej szef Kanału 5.
Taki układ własności mediów przekłada się na jakość ukraińskiej debaty, zwłaszcza ekonomicznej. W głównym nurcie medialnym niemal w całości zależy ona od oligarchów.
W poszukiwaniu platformy
Debata publiczna musiała szukać sobie niszy i znalazła ją w mediach społecznościowych. Na rosyjskojęzycznym obszarze konkurowały ze sobą trzy platformy: traktowany z przymrużeniem oka serwis „Odnoklassniki” będący rosyjskim odpowiednikiem Naszej Klasy oraz serwis Vkontakte (vk.com) zaprojektowany przez Rosjanina Pawła Durowa i amerykański Facebook.
Początkowo bezkonkurencyjne na rynku Białorusi i Ukrainy było Vkontakte. Sytuacja zmieniła się radykalnie wiosną 2013 r., gdy rosyjska „Nowaja Gazieta” ujawniła, że już od 2011 r. portal współpracował z Federalną Służbą Bezpieczeństwa. Pracownicy serwisu nie tylko blokowali użytkowników wygłaszających nieodpowiednie zdaniem władz opinie – niestety, dziś robi to także z ukraińskimi użytkownikami i to na masową skalę, również administracja Facebooka – lecz także preparowali wpisy użytkowników, by skłócić ze sobą uczestników antyputinowskiej opozycji.
Jego twórca Paweł Durow w ujawnionej przez dziennikarzy korespondencji z Władysławem Surkowem, wiceszefem administracji Putina, pisał „Już wiele lat współpracujemy z Federalną Służbą Bezpieczeństwa i wydziałem „K” Ministerstwa Spraw Wewnętrznych, przekazując informacje o tysiącach użytkowników naszej sieci w formie adresów IP, numerów telefonów komórkowych i innych danych”, a wszystko po to, aby „przeciwdziałać rozprzestrzenianiu się przemocy i chaosu”. W ten sposób sami się wyeliminowali, rzesze użytkowników „przekazując” Facebookowi.
Prawdziwy facebookowy boom rozpoczął się nad Dnieprem jesienią 2013 r. podczas protestów Euromajdanu. Amerykański serwis stał się głównym centrum wymiany informacji. Dziś to głównie na Facebooku można spotkać nieobecnych w „dużych” mediach – wysokonakładowej prasie i ogólnokrajowych stacjach telewizyjnych – ukraińskich ekspertów gospodarczych, zapoznać się z projektami aktów prawnych, poczytać skrzętnie skrywane w zaciszach gabinetów analizy i opinie czy wreszcie poznać realne, niefałszowane dane ekonomiczne.
Agora
Liderzy debaty ekonomicznej mają zwykle po kilka tysięcy obserwujących, choć zdarzają się i tacy, którzy mogą pochwalić się liczbami rzędu dziesiątków tysięcy, a nawet przekraczających sto tysięcy, jak deputowany Jehor Soboliew – przewodniczący parlamentarnego komitetu do spraw zapobiegania i zwalczania korupcji, którego audytorium to 114 tys. osób.
Jurij Kasjanow zajmujący się m.in. finansami ukraińskiej armii i przemysłem obronnym ma 63 tys. obserwujących, Julia Maruszewska, szefowa Państwowej Służby Fiskalnej w obwodzie odeskim, jedyna „majdanowa” twarz w tej strukturze (uważanej za ostoję ukraińskiej korupcji) – 30 tys.
Na Facebooku analizuje się niemal wszystko, np. zmiany służby skarbowej zapowiedziane przez ministerstwo finansów – to ostatnio u przewodniczącego Komitetu Ekonomistów Ukrainy Andrija Nowaka. Przegląd danych z regionów pokazujących skalę ukraińskiej korupcji i to jak w rzeczywistości wygląda stosunek do niej rządzącej ekipy publikuje Taisa Hajda, jedna z liderek wywodzącego się z protestów przeciwko ekipie Janukowycza Automajdanu, która za swoją aktywność „doczekała się” już gróźb śmierci ze strony ludzi nowej ekipy i stałej eskorty śledzących ją non stop służb bezpieczeństwa.
Z jej postów na Facebooku można m.in. dowiedzieć się, że w chwalonego jako sposób na zwalczanie korupcji elektronicznego systemu zamówień publicznych systemu Prozorro wyłączono obwód Ługański dzięki czemu łatwiej będzie defraudować obiecaną przez Zachód wielomiliardową pomoc finansową na odbudowę Donbasu.
Szef Europejskiego Ruchu Ukrainy Wadim Triuchan relacjonuje z regionów, jak kryzys i polityka władz odbijają się na ukraińskim rolnictwie. Jurij Kasjanow, organizator ekipy wolontariuszy budującej drony wykorzystywane przez ukraińskich żołnierzy na Donbasie, publikuje dokumenty rządu i prokuratury dokumentujące proces wyprowadzania spod kontroli wojska i przygotowywania do rabunkowej wycinki niemal 200 tys. ha lasów na poligonach.
Także na Facebooku lider Partii Radykalnej Ołeh Ljaszko ujawnia dane dotyczące zamówienia ukraińskiej armii na zakup samochodów ciężarowych nie w ukraińskich zakładach KrAZ, jak dotąd, lecz na Białorusi i efektów takiej decyzji dla ukraińskiej gospodarki i portfela prezydenta-oligarchy. Relacjonuje też swoją rozmowę z wiceszefem Narodowego Biura Antykorupcyjnego, z której wynika, że wbrew obietnicom składanym zachodnim partnerom biuro nie prowadzi żadnych spraw przeciwko ludziom u władzy, którzy są zamieszani w aferę Panama Papers.
Ekonomista i politolog Taras Zahorodnyj analizuje szanse Wojciecha Balczuna na stanowisku szefa ukraińskich kolei, szef parlamentarnego komitetu do spraw zapobiegania i zwalczania korupcji Jehor Soboliew relacjonuje rozmowy z kongresmenami, senatorami, przedstawicielami Departamentu Stanu i resortu obrony USA dotyczące korupcji w ukraińskiej armii, a Andriej Klymenko z think tanku Majdan Spraw Zagranicznych ujawnia nowe szczegóły dotyczące gospodarki morskiej okupowanego Krymu.
Przykłady można mnożyć, bo w portalu społecznościowym toczy się debata, na która nie ma miejsca w żadnym innym miejscu publicznym Ukrainy.
Boty prezydenta
Rządząca ekipa w informacyjnej walce na facebooku nie pozostaje jednak bezczynna. Oprócz stworzonej na wzór putinowskiego Olgino armii internetowych trolli zwanych nad Dnieprem „porochobotami” (od zestawienia nazwiska prezydenta-oligarchy i angielskiego słowa „bot”, o ich organizację i finansowanie oskarżane jest ministerstwo polityki informacyjnej powołane jesienią 2014 r. do przeciwdziałania propagandzie Kremla), Prezydent Poroszenko i jego otoczenie korzystają też z poważniejszych figur – „liderów opinii” a do niezależnych mediów co jakiś czas docierają przecieki o odprawach, jakie głowa państwa organizuje dla najważniejszych z nich i setkach tysięcy dolarów wydawanych na ich działalność.
Niezależne ukraińskie media opisały w miarę dokładnie strukturę i relacje „internetowych wojsk” działających w imieniu rządzącego oligarchy na Facebooku.
Przyszłość „porochobotów” stanęła pod znakiem zapytania kiedy na początku kwietnia wybuchła afera z należącymi do Petra Poroszenki, ukrywanymi przed obywatelami firmami zarejestrowanymi w rajach podatkowych. Jak podał serwis „Informator” powołując się na własne źródła w ukraińskim rządzie „Zebrali ich Borys Łożkin i Ołeksij Fiłatow (szef i wiceszef administracji prezydenta – MK) i ze skandalem rozliczyli za zawaloną kampanię wybielania Petra Poroszenki. Okazuje się, oni wcześniej wiedzieli o planowanym ujawnieniu „offshore’owego” skandalu jednak przegapili jego publikację i nie byli w stanie odpowiednio przygotować się do niej i na nią zareagować. Łożkin agresywnie „przejechał się” po nich za zawaloną przez nich robotę i nałożywszy na wszystkich kary finansowe zwolnił kilku z nich”.
Jest winny, znajdzie się paragraf
Realnie powody, dla których ukraińska debata gospodarcza przeniosła się na Facebook, najlepiej ilustruje niedawny skandal z najpopularniejszym ukraińskim politycznym talk show, produkowanym przez rosyjskiego emigranta z kanadyjskim paszportem Sawika Szustera „Szuster Live”. Po tym, jak w 2004 r. za krytykę putinizacji Rosji został wydalony z Moskwy, gdzie prowadził program w stacji NTW, dziennikarz znalazł schronienie w Kijowie. W Ukrainie „Szuster Live”, co do którego wielokrotnie padały zarzuty o „sprzedajność”, to od długiego czasu właściwie jedyne miejsce, w którym niezależni od oligarchicznego układu ekonomiści i eksperci gospodarczy, aktywiści organizacji społecznych otwarcie i publicznie spierają się z politykami o kierunek rozwoju Ukrainy i reformy jej gospodarki. Sam autor programu przyznaje, że „się sprzedaje”, jednak nawet krytycy przyznają, że „sprzedając się” wszystkim naraz Szuster stworzył platformę, na której reprezentowane jest pełne spektrum ukraińskiego życia politycznego.
To nie wystarczyło. Pod koniec kwietnia Państwowa Służba Zatrudnienia (DSZ) z dnia na dzień anulowała dziennikarzowi zezwolenie na pracę, a to oznaczało, że Szuster straci prawo prowadzenia swojego talk show. W efekcie program zniknie z anteny. Pojawiło się wiele głosów, że działania urzędu były bezprawne – jako podstawę anulowania DSZ podała pismo z ukraińskiej skarbówki mówiące o toczących się tam postępowaniach podatkowych. Wątpliwości budzi sekwencja zdarzeń, legalność działań urzędników, prędkość, z jaką następowały i oficjalne powody wszczęcia postępowań, w których Szuster był świadkiem.
Jego firmę producencką oskarżono o to, że oddawała swój program państwowej telewizji Perszy Nacjonalny faktycznie za darmo (za jeden odcinek państwowa stacja płaciła Szusterowi 12 hrywien, podczas gdy po przeniesieniu programu do należącej do oligarchy Dmytra Firtasza telewizji Inter studio producenckie sprzedawało program już po 400 tys. hrywien za odcinek). Skarbówka uznała, że od różnicy w cenie dla Interu i państwowej telewizji, czyli od nieuzyskanych od państwowej firmy pieniędzy studio Szustera powinno zapłacić VAT.
Równocześnie samemu Szusterowi postawiono zarzut „uchylania się od zapłaty podatku dochodowego” – w 2008 r. Kanadyjczyk wziął na Cyprze kredyt na zakup domu we Włoszech, co ukraińska służba skarbowa uznała za dochód, od którego powinien on zapłacić w Ukrainie podatek.
Zgodnie z ukraińskim prawem zezwolenie na pracę można anulować wyłącznie w razie podania nieprawdy co do karalności, by zaś być uznanym za karanego potrzebny jest prawomocny wyrok sądu. Urzędnikom DSZ to nie przeszkodziło – Szuster przedstawił wydane przez ukraińskie MSW zaświadczenie o niekaralności a i tak stracił prawo do pracy nad Dnieprem.
W obronie dziennikarza wystąpiła nawet OBWE. „Okoliczności sprawy wywołują wiele problemów i pytań. Wzywam ukraińską władzę, by sprawnie przyjrzała się tej sytuacji, przekonała, że prawa dziennikarza są chronione i by Szusterowi pozwolono kontynuować wykonywanie pracy swobodnie i bezpiecznie” – komentowała Dunja Mijatović, która w OBWE odpowiada za sprawy wolności mediów.
W efekcie po kilku dniach DSZ wstrzymała decyzję zakazującą dziennikarzowi pracy w Ukrainie do ostatecznego wyjaśnienia sprawy.
Nie ulega więc wątpliwości, że dopóki o losach publicznej debaty gospodarczej w Ukrainie decydować będą zakulisowe ustalenia oligarchów, to będzie jej się żyło lepiej, gdy pozostanie w rozrywkowym serwisie społecznościowym.
Michał Kozak