Na twitterze pojawiła się niedawno informacja o opublikowaniu przez Rosję dokumentów, mających świadczyć o tym, że Ukraina, przy wsparciu finansowym Stanów Zjednoczonych, od wielu lat pracuje nad bronią biologiczną w laboratoriach usytuowanych w pobliżu granic z Rosją. Według doniesień medialnych są tam prowadzone badania nad takimi patogenami jak wąglik czy dżuma, a więc potencjalnie bardzo śmiercionośnymi.
Z pewnością to nie może być prawda! Nawet gówno prawda… https://t.co/XA8sfmGGiW
— piotruchg (@piotruchg) March 6, 2022
Oczywiście natychmiast odezwali się spece od demaskowania „ruskiej propagandy”, usiłując przykryć tego słonia kołderką. Portal Interia napisał, że w owych laboratoriach wcale nie pracowano nad bronią biologiczną (jak mawiał XIX-wieczny minister spraw zagranicznych Rosji Aleksander Gorczakow „Nie wierzę w niezdementowane informacje”). Choć dodano, że na terenie laboratoriów mogą – w spadku po Związku Sowieckim – znajdować się pozostałości takiej broni. Niemniej to, że Amerykanie od lat współpracują z Ukrainą w badaniach nad śmiercionośnymi patogenami jest faktem potwierdzonym nawet przez samą ambasadę USA w tym kraju na jej stronie internetowej.
W ostatnich latach pojawiło się ponadto sporo informacji na temat tej współpracy, pozyskanych przez dociekliwych dziennikarzy takich jak np. Dilyana Gaytandzhieva, (bułgarska dziennikarka śledcza), ale nie tylko. Na przykład w 2005 roku w „Washington Post” napisano: „Stany Zjednoczone i Ukraina zgodziły się wczoraj wspólnie pracować nad zapobieganiem rozprzestrzenianiu się broni biologicznej, podpisując pakt, który toruje drogę rządowi Ukrainy do otrzymania pomocy USA w celu poprawy bezpieczeństwa w obiektach, w których przechowywane są niebezpieczne drobnoustroje”.
Jak więc wygląda owa współpraca? Jeśli to oczywiście nie kolejna – jak wielu by chciało – „teoria spiskowa”, to streścić ją można po krótce następująco: istnieje sieć laboratoriów na Ukrainie, obejmuje ona ośrodki badawcze m.in w Odessie, Winnicy, Użhorodzie, Lwowie, Kijowie, Chersoniu, Tarnopolu, i niewykluczone, że także w Charkowie i Nikołajewie. Są one – według raportu bułgarskiej dziennikarki – finansowane przez Pentagon. Tak się akurat ciekawie złożyło, że spora część tych laboratoriów znajduje się w „obwarzanku”, zajętym przez wojska rosyjskie, tam gdzie najmocniej Rosjanie bombardują.
Jak podaje Interia, dr Robert Pope, dyrektor amerykańskiego Programu Kooperatywnego Zmniejszania Zagrożeń twierdzi, że „rząd USA był bliski porozumienia z władzami Ukrainy odnośnie zniszczenia próbek, ale inwazja Rosji wszelkie starania zaprzepaściła. Stan próbek jest niepewny.” Czy można wierzyć tym zapewnieniom? Współpraca trwa już lata, a akurat teraz Amerykanie wespół z Ukraińcami planowali zniszczyć próbki…
Zaniepokojenie może budzić fakt, że w ubiegłych latach pojawiały się doniesienia o masowych zachorowaniach i wielu zgonach z powodu różnych, czasem rzadkich chorób na terenie całej Ukrainy. Były to doniesienia o zabójczych rodzajach grypy, licznych przypadkach cholery, zatrucia jadem kiełbasianym, czy zapaleniu wątroby typu A. I nie rzadko miały one charakter lokalnych, bądź krajowych epidemii.
Zaprzeczenia strony amerykańskiej, jakoby pracowała nad bronią biologiczną, biorą się oczywiście stąd, że stanowi to naruszenie Konwencji ONZ o zakazie rozprzestrzeniania broni biologicznej. Strona rosyjska jednak nie omieszkała głośno o tym powiedzieć. Nie trzeba dodawać, że zarówno jedni jak i drudzy zastrzegają się, że wszystko cokolwiek by nie robili, robią „dla naszego bezpieczeństwa”.
Czy cały ten jazgot wokół tematu nie powinien dawać nam do myślenia? Czy czegoś nam nie przypomina?
I właśnie do tego, moim zdaniem, sprowadza się cały problem. Bo broń biologiczna to jedno, ale następne pandemie czekają w kolejce – jak to proroczo przewiduje Bill Gates. A tu Rosjanie jak na złość zbombardowali te laboratoria i wszystkie patogeny prawdopodobnie rozeszły się na cztery strony świata. „Inwazja na Ukrainę może stanowić (…) potencjalne zagrożenie uwolnienia tych patogenów do środowiska” – ostrzega Interia.
W sumie nie ma co śmieszkować, bo wprawdzie na numer z kowidem złapali się ci, co uwierzyli w medialną propagandę, a reszta, mając oczy i umysły otwarte, zdała sobie sprawę, że mamy do czynienia z największą od lat psychomanipulacją na skalę światową. Ale tu możemy mieć do czynienia z naprawdę poważnym niebezpieczeństwem, biorąc pod uwagę rzeczywiście śmiercionośne patogeny, jakimi dysponowały te ośrodki badawcze. Jeśli dodamy do tego skalę eksodusu ukraińskich uchodźców, to droga rozprzestrzeniania się ich po świecie może być błyskawiczna.
Ale nawet jeśli jest to blef i nie ma faktycznego zagrożenia, to pamiętajmy, że WHO we współpracy z rządami całego niemal świata pracuje właśnie nad traktatem, który ma wynieść sanitarny zamordyzm na wyższy, ponadnarodowy poziom. Dlatego niech nikogo to nie zdziwi, że kiedy ta wojna się zakończy, Bill Gates czy Klaus Schwab przypomną sobie o tym fakcie i natychmiast pojawią się jak na zawołanie jacyś tarzający się po ulicy Chińczycy z pianą na ustach i tym podobne obrazki. I natychmiast pojawią się szczepionki (już nie będziemy musieli czekać nawet miesiąca na ich opracowanie), leki, antidota dostępne od ręki w dużych ilościach, ponieważ te niepokojące przypadki zachorowań na Ukrainie mogły się stać świetną okazją do produkcji przez firmy farmaceutyczne różnego rodzaju specyfików. I wówczas z pewnością doczekamy się odgórnej dyrektywy WHO nakazującej państwom (bo w ramach traktatu już nie będzie zaleceń tylko polecenia) niezwłoczne zakupienie miliardów sztuk szczepionek i przymusowe wyszczepianie ludności.
Na zakończenie zacytuję Billa Gatesa, który w lutym 2022 roku podczas konferencji w Monachium powiedział: „Gdyby każdy kraj zrobił to, co zrobiła Australia, następnej epidemii nie nazwalibyście pandemią”. Jeśli Bill Gates stawia za wzór poczynania Australii (jedynego państwa, w którym oficjalnie budowano obozy koncentracyjne dla osób pozytywnie przetestowanych PCR-em na kowid, gdzie policja mogła wchodzić bez nakazu do prywatnych mieszkań i aresztować mieszkańców pod zarzutem sprzeciwu wobec rządowej strategii walki z tzw. pandemią), to właściwie nie ma nic do dodania. Czy taką przyszłość szykują nam architekci NWO?
PS. Niedawno w Polce gościł niemiecki epidemiolog dr Wolfgang Wodarg, który mówił o wykorzystywaniu testów PCR (czyli standardowego i kompletnie niemiarodajnego narzędzia do budowania „pandemicznych” statystyk kowidowych), do pobierania genomu ludzi testowanych, (który, jak wiadomo, jest zawarty w pobranym materiale biologicznym), i ogromnym zysku z handlu tymi danymi. Jak pisał w lipcu 2020 roku amerykański portal Veterans Today, genom może służyć właśnie do opracowywania etnicznej broni biologicznej. Wówczas była mowa o tym, że „USA gromadzi i bada materiał biologiczny od niektórych grup etnicznych – Rosjan i Chińczyków” Dziś można powiedzieć, że zakres materiału genetycznego jest znacznie szerszy, co umożliwiło masowe testowanie ludzi z całego świata testami PCR. Dowodów na to nie ma, ale – jak twierdzi dr Wodarg – dane genetyczne to „żyła złota”. Wątpliwe, żeby ośrodki badawcze poszczególnych państw zrezygnowały z szansy tak łatwego poszerzenia swojej genetycznej bazy danych.
IS