Piątkowy zamach stanu w Turcji jest kolejną odsłoną procesu przejmowania pełni władzy przez prezydenta Recepa Tayyipa Erdoğana. Jednak wraz ze wzrostem tendencji autorytarnych rośnie także poziom politycznej islamizacji Turcji, bowiem swoją pozycję ostatecznie tracą dwie instytucje gwarantujące świeckość państwa – wojsko i Trybunał Konstytucyjny. Za ich osłabienie współodpowiedzialność ponoszą Komisja Europejska oraz Komisja Wenecka, które dały prezydentowi Erdoğanowi zielone światło do zmiany konstytucji.
Choć Turcja stała się państwem laickim, które przeszczepiło europejskie rozwiązania instytucjonalne wyrosłe na gruncie francuskiego oświecenia, to w ciągu prawie 100 lat istnienia Republiki powstałej na gruncie kultury muzułmańskiej kilkukrotnie do głosu dochodziły siły kwestionujące świecki porządek. Zawsze jednak w jego obronie stawała armia – tak było w latach 1960, 1971, 1980 oraz 1997. Z perspektywy bieżących wydarzeń szczególne znaczenie odgrywa zamach stanu z 1997 roku, kiedy Trybunał Konstytucyjny zdelegalizował islamską Partię Dobrobytu, a jej kluczowi działacze otrzymali pięcioletni zakaz sprawowania funkcji publicznych. Wtedy też na 10 miesięcy więzienia skazany został m.in. ówczesny burmistrz Stambułu Recep Tayyip Erdoğan.
Po tych wydarzeniach Erdoğan i jego polityczne zaplecze zdało sobie sprawę, że otwarta konfrontacja ze strażnikami laickości państwa – wojskiem i Trybunałem Konstytucyjnym – skazana jest na porażkę. Dlatego też, tworząc nową formację polityczną – Partię Sprawiedliwości i Rozwoju (AKP) – jej liderzy przedstawiali ją jako siłę prozachodnią, dążącą do integracji z UE i utrzymującą dobre relacje z USA. Co więcej, w swojej retoryce odcinali się od radykalnego islamu. Erdoğan stwierdził nawet, że „jest muzułmaninem, ale wierzy w państwo świeckie”. Warto podkreślić, że w tym czasie AKP nawiązała taktyczny sojusz z Fethullahem Gülenem, liberalnym teologiem i wpływowym liderem ruchu odnowy islamu, co tylko wzmocniło postrzeganie partii jako ruchu umiarkowanego.
Retoryka ta nie zmieniła się po pierwszych wygranych przez AKP wyborach w 2002 roku, kiedy liderzy partii unikali podnoszenia kwestii światopoglądowych. Dopiero zdecydowana wygrana w kolejnych wyborach w 2007 roku zmieniła sytuację. Rząd podjął wtedy próbę zniesienia obowiązującego od ponad 80 lat zakazu noszenia przez muzułmanki chust (hijab) w miejscach publicznych, ale wobec zdecydowanego sprzeciwu ze strony Trybunału Konstytucyjnego i groźby delegalizacji partii projekt ustawy został wycofany. AKP przystąpiła jednak do zdecydowanych rozliczeń z drugim gwarantem laickości państwa, czyli z wojskiem. W tym celu równocześnie wykorzystano dwa instrumenty: aresztowania wysokich funkcjonariuszy wojskowych i przeprowadzenie zmian prawnych mających na celu podporządkowanie wojska władzy cywilnej. W pierwszym przypadku pretekstem była tzw. afera Ergenekon, czyli tworzenie rzekomej, zakonspirowanej sieci głębokiego państwa zmierzającej do siłowego przejęcia władzy. W konsekwencji w ciągu kilku lat aresztowano kilkaset osób, związanych głównie z wojskiem, ale także z nauką, biznesem, władzą sądowniczą i mediami. W rezultacie tych działań w 2011 roku na znak protestu do dymisji równocześnie podali się dowódcy sił lądowych, morskich i powietrznych.
Drugim instrumentem umożliwiającym przejęcie kontroli nad armią była zmiana konstytucji, do przeprowadzenia której idealnym pretekstem były zalecenia Komisji Europejskiej skierowane do tureckiego rządu. W ramach proponowanych zmian AKP przedstawiła pakiet reform, który miał przybliżać Turcję do unijnych standardów i ułatwić przyszłą integrację z UE. Dotyczył on m.in. rozciągnięcia sądownictwa cywilnego na decyzje administracyjne i karne w wojsku, a także poszerzenie składu Trybunału Konstytucyjnego z 11 do 17 sędziów, w tym również wybieranych przez parlament. Co istotne, reformę poparła zarówno Komisja Europejska, jak i Komisja Wenecka Rady Europy. Paradoksalnie zatem, „prodemokratyczne” zalecenia UE posłużyły Erdoğanowi jako doskonałe alibi do wyeliminowania z procesu politycznego niewygodnych dla niego instytucji – nie tylko wojska, ale i Trybunału Konstytucyjnego. W konsekwencji już w 2013 roku parlament przyjął prawo zezwalające na noszenie hijabów, a Trybunał, odchodząc od dotychczasowej linii orzeczniczej, uznał, że noszenie chusty jest wyrazem wolności religijnej i nie ma charakteru politycznego.
W tym kontekście nie ma większego znaczenia, czy zamach stanu był inspirowany przez samego Erdoğana, czy rzeczywiście był inicjatywą pochodzącą ze środowiska armii. Pewnym jest natomiast, że pucz stanie się doskonałą okazją do wprowadzenia w życie kolejnego etapu eliminowania opozycji. Gdzie zatem zmierza Turcja? W 2008 roku RAND Corporation opracował raport dla Departamentu Obrony USA, w którym przedstawiono cztery możliwe scenariusze rozwoju sytuacji w Turcji w związku ze wzrostem znaczenia islamu politycznego: prowadzenie przez AKP polityki prozachodniej, pełzająca islamizacja, delegalizacja AKP przez Trybunał Konstytucyjny oraz przewrót wojskowy. Dziś można stwierdzić, że scenariusze pierwszy, trzeci i czwarty są już nieaktualne. Co więcej, oskarżenie F. Gülena o inspirowanie zamachu stanu jest jasnym sygnałem zamknięcia frontu walki z wojskiem (wojskowi przeciwnicy AKP, niezależnie od tego, kto inspirował pucz, i tak zostaną wyeliminowani). Z drugiej strony jest to sygnał otwarcia frontu walki z islamem liberalnym i zwiększeniem się roli czynnika islamu politycznego.
Tym samym Turcja ostatecznie traci pozycję lidera liberalnego islamu w regionie. Chociaż nie grozi jej model teokracji przyjętej w sąsiednim Iranie czy Arabii Saudyjskiej, to czynnik religijny będzie coraz silniej wpływał nie tylko na politykę Republiki, ale także całego regionu Bliskiego Wschodu. W konsekwencji prawdopodobna jest także coraz silniejsza retoryka antyzachodnia, a sprawa ekstradycji F. Gülena z USA może stać się jej katalizatorem. Umocnienie władzy przez Erdoğana może także przyczynić się do podjęcia jeszcze bardziej zdecydowanych działań wobec Kurdów bez oglądania się na reakcję Zachodu.
Mariusz Sulkowski
Artykuł ukazał się na stronie Centrum Analiz Klubu Jagiellońskiego…