W PRL-u bardzo często zapomniany, niedoceniany, po upadku komunizmu powszechnie uważany za bohatera narodowego, jednego z najwybitniejszych Polaków, twórcę II Rzeczpospolitej – Józef Piłsudski. Jest to bez wątpienia bardzo ważna postać, która jak na razie pozytywnie wpisuje się do historii państwa polskiego. Dziś o Marszałku Piłsudskim słyszymy w czasie kolejnych rocznic bitwy warszawskiej, czy 11 listopada. Dziś cieszy się powszechną akceptacją Polaków. Jednak mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że ten sam bohaterski Piłsudski dopuścił się czegoś potwornego. Wraz ze swoimi wiernymi oddziałami dokonał on zbrojnego zamachu na legalne władze państwowe.


Sytuacja polityczna przed zamachem

Propaganda piłsudczykowska głosi, że działania zbrojne zostały wymuszone przez trudną sytuację ekonomiczną polskiego państwa, coraz większą drożyznę i ciągłe przetasowania na scenie politycznej. A jak było naprawdę?

Aby w miarę obiektywnie przedstawić ówczesną sytuację polityczną państwa polskiego, należałoby cofnąć się do roku 1922, kiedy to odbyły się wybory parlamentarne i prezydenckie. Wybory do Sejmu wygrała prawica – Chrześcijański Związek Jedności Narodowej (28%), stronnictwa centrowe tj. PSL „Piast”, Narodowa Partia Robotnicza, Chadecja uzyskały 29,9%, lewica dostała 22,1 %, a mniejszości narodowe 20%. W wyborach do Senatu zwycięstwo prawicy było jeszcze większe. Uzyskali oni 36,1% mandatów, centrum miało 24,4%, mniejszości narodowe 24,3%, a lewica 13,4%.

Mimo zwycięstwa Narodowej Demokracji nie byli oni w stanie rządzić samodzielnie, musieli wchodzić z kimś w koalicję. To powodowało, że każda koalicja była niestabilna, zwłaszcza że każde stronnictwo, w tym także mniejszości narodowe chciały odgrywać ważną rolę w życiu politycznym. Ta sytuacja doprowadzała do wielu konfliktów politycznych, a pierwszym z nich okazały się tragiczne wybory prezydenckie. Kandydat prawicy Maurycy Zamoyski przegrał rywalizację z Gabrielem Narutowiczem, na którego zagłosowała lewica, część centrum i…mniejszości narodowe, co wywołało ogromne oburzenie w wielu polskich miastach. Prezydentem Polski została osoba wybrana przez stronnictwa niepolskie. Nienawiść do nowo wybranego prezydenta była tak duża, że jeden ze zwolenników endecji artysta Eligiusz Niewiadomski postanowił go zabić. Zamach ten nie był inspirowany przez żadne stronnictwo. Wywołał on wielkie poruszenie. Nikt nie spodziewał się, że dojdzie do zabójstwa prezydenta.

To wszystko pokazuje, jak trudno było dogadać się poszczególnym stronnictwom, by powołać w miarę stabilny rząd. Rządy te były niestabilne i bardzo szybko upadały. Najdłuższy rząd Władysława Grabskiego (zwolennika Narodowej Demokracji) przetrwał ponad rok.

Tymczasem gdzieś na uboczu całej sytuacji politycznej uplasował się Józef Piłsudski. W momencie wyboru prezydenta przestał pełnić funkcję Naczelnika Państwa. Nie pełnił właściwie żadnego stanowiska państwowego, a mimo to wywierał wpływ na ówczesną politykę. Przykładem jego ingerencji może być groźba skierowana do prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, by ten nie mianował gen. Władysława Sikorskiego ministrem spraw wojskowych. W obliczu kryzysów politycznych, połączonych z trudną sytuacją gospodarczą w kraju, Józef Piłsudski starał się lansować na tego, który będzie lekarstwem na całe zło. To on miał rozprawić się z całą klasą polityczną, która nieudolnie rządziła państwem.

Nie pełnił żadnego urzędu państwowego, a mimo to wywierał wpływ na ówczesną politykę, krytykując poszczególne rządy. W jednym z wywiadów zarzucił on rządzącym, że próbują niszczyć dokumentację archiwalną z czasów bitwy warszawskiej, w której to Piłsudski uważany był za głównego stratega. Podejmując ten temat Piłsudski musiał udowodnić, że rzeczywiście materiały archiwalne dotyczące bitwy warszawskiej są niszczone. Powołano specjalną komisję śledczą, która uznała, że żadnych nieprawidłowości nie było. Była to dość fatalna zagrywka ze strony Piłsudskiego tym bardziej, że dawała politycznym konkurentom argument, że jest on niewiarygodny. W dodatku podejmując tematykę bitwy warszawskiej wiele środowisk przeciwnych Marszałkowi przypomniało mu, że w czasie walki z bolszewikami pod Warszawą dowodził gen. Tadeusz Rozwadowski, a Piłsudskiego wtedy w ogóle nie było w stolicy Polski.

Mimo tej wpadki Józef Piłsudski cały czas przedstawiał się jako tego, który da Polakom nadzieję na lepszą przyszłość, pozamyka aferzystów z rządu, wprowadzi rządy silnej ręki. Wpływ Piłsudskiego na politykę był tak silny, że najważniejsze osoby w państwie (prezydent, niektórzy ministrowie) ulegały mu, łamiąc obowiązującą konstytucję. Poczuł się on na tyle pewnie, że nie obawiał się niemal żadnego sprzeciwu ze strony władz państwowych, gdyby miało dojść do jakiegoś przewrotu.

Przebieg zamachu

12 maja 1926 r. oddziały wierne Józefowi Piłsudskiemu na wieść o (fałszywym) ataku nieznanych sprawców na dwór Marszałka w Sulejówku wypowiedzieli posłuszeństwo oficjalnym władzom Rzeczpospolitej. Strona rządowa była zaskoczona takim przebiegiem zdarzeń. Prezydent Stanisław Wojciechowski około 9 rano wyjechał z Warszawy i udał się do swojej letniej rezydencji, nie zdając sobie sprawy z tego, że właśnie rozpoczyna się jawny bunt przeciwko rządzącym. Po południu prezydent zdecydował się wrócić do Warszawy i osobiście spotkać z Piłsudskim na słynnym moście Poniatowskiego. Warto tutaj zaznaczyć, że to prezydent poprosił o spotkanie, a nie były Naczelnik Państwa. Piłsudski był przekonany, że prezydent Wojciechowski jako jego dobry kolega z czasów Polskiej Partii Socjalistycznej bez namysłu zgodzi się na warunki przez siebie postawione. Ku jego zaskoczeniu spotkanie zakończyło się niepowodzeniem. Stanisław Wojciechowski jako najważniejsza osoba w państwie zażądał podporządkowania się legalnym władzom Rzeczypospolitej. Piłsudski po spotkaniu był zdezorientowany. Wydawało mu się, że jego przejęcie władzy będzie przebiegać w spokoju. Tymczasem przedstawiciele polskiego państwa dali mu jasno do zrozumienia, że nie akceptują tego buntu i jeśli nie będzie przestrzegane prawo, rząd użyje rozwiązań siłowych.

Tak też się stało. Rozpoczęła się trwająca prawie 4 dni regularna wojna domowa. Większość mieszkańców Warszawy była pozytywnie nastawiona do Piłsudczyków. Stronę rządową wspierały oddziały m.in. ze Śląska, Wielkopolski i Pomorza.

Kiedy czyta się relacje najważniejszych uczestników tamtych zdarzeń, to odnosi się wrażenie, że zarówno obóz Piłsudskiego, jak i strona rządowa nie potrafili się popisać profesjonalizmem. Ich taktyki i strategia bardzo często opierały się na domysłach, przypuszczeniach, niż na realnym pokonaniu przeciwnika. W szczególności organizatorzy zamachu nie mieli odpowiedniego przygotowania. Z pewnością na początku nie zdawali sobie sprawy z tego, że spotkają się z tak silnym oporem ze strony rządu i prezydenta. Z kolei ich przeciwnicy w pewnym momencie byli już do tego stopnia przekonani o odparciu buntowników, że spokojnie przesiadywali w Belwederze, który dzień później został zdobyty przez oddziały Piłsudskiego. Brak informacji, łączności i celowy strajk kolejarzy sprawiły, że ostatecznie zamach majowy Piłsudskiego zakończył się jego sukcesem.

W związku z porażką strony rządowej do dymisji podał się rząd Wincentego Witosa i prezydent Stanisław Wojciechowski.

Skutki zamachu

W niedługim czasie w Polsce doszło do zmian ustrojowych z demokracji parlamentarnej w system autorytarny. Kto na tym stracił, a kto zyskał?

Stracili przede wszystkim zwolennicy demokracji. Mimo, że parlament nie został zlikwidowany, to jednak nie miał on już tak dużych uprawnień, jak dotychczas. Coraz większą rolę w państwie polskim zaczął odgrywać prezydent. Jeśli chodzi o obsadzenie najważniejszych urzędów państwowych, to były one podporządkowane przede wszystkim decyzjom Piłsudskiego, ale zgodnie z demokracją zostały zaakceptowane przez parlament. Zaraz po zamachu powołano nowy rząd Kazimierza Bartla. Prezydentem z kolei został wybrany Ignacy Mościcki. Przed zamachem majowym Piłsudczycy zarzucali rządzącym, że co chwile zmieniające się gabinety destabilizowały sytuację polityczną. Po zamachu majowym aż do września 1939 r. było 14 rządów, które chwilami też dość często się zmieniały. Tak więc spory polityczne pozostały, ale zmieniła się scena polityczna. Po 12 maja 1926 r. decydującą rolę odgrywał już Józef Piłsudski.

Zamach majowy doprowadził do zmarginalizowania wpływów stronnictw prawicowych, centrowych, jak i lewicowych. W 1928 r. powstał tzw. Bezpartyjny Blok Współpracy z Rządem, którego celem było skupienie wokół Józefa Piłsudskiego polityków ze wszystkich stronnictw politycznych. Do BBWR-u niebawem przeszli konserwatyści (dotychczas wspierali Narodową Demokrację), jak i część Endeków, a także socjaliści. Piłsudski starał się tak prowadzić swoją politykę, by zachęcić do współpracy pod swoim szyldem dotychczasowych wrogów. W ten sposób doprowadzał do marginalizowania wpływów zarówno prawicy, jak i lewicy. Z punktu widzenia Narodowej Demokracji, czy Polskiej Partii Socjalistycznej taktyka Piłsudskiego doprowadziła ich do ostatecznej utraty wpływów na państwo polskie, do tego stopnia, że nie potrafili już w żaden sposób zagrozić rządom sanacyjnym.

Rządy sanacyjne niby współpracowały ze stronnictwami parlamentarnymi, ale tylko po to, by je wykorzystać do realizacji własnych celów politycznych. W czasie zamachu wszystkie stronnictwa parlamentarne potępiły to, co zrobił Piłsudski. Była jednak organizacja, która wspierała Józefa Piłsudskiego zarówno przed, jak i krótko po zamachu, sprzeciwiając się burżuazyjnym rządom prawicy. Mowa o Komunistycznej Partii Polski, która ochoczo pomagała Piłsudczykom w walce z rządzącymi. Kiedy stało się jasne, że Piłsudski zwyciężył, w Warszawie komuniści zorganizowali wielką demonstrację z okazji zwycięstwa mas pracujących nad rządami burżuazji. Demonstracja ku zaskoczeniu organizatorów została niemal natychmiast stłumiona przez sanację. Komuniści byli zaskoczeni takim obrotem sprawy. Zostali sprowadzeni na ziemię.

Czy można było tego uniknąć?

W czterodniowych walkach w Warszawie zginęło ponad 400 osób (większość to cywile), a ponad 1000 zostało rannych. Zawsze w przypadku tego typu zdarzeń zadaje się pytanie, czy można było temu zapobiec? Jedni powiedzą, że taka była cena za ustabilizowanie sytuacji w państwie. Czy rzeczywiście aż taka była cena?

O tym, że w maju 1926 r. dojdzie do regularnej wojny domowej nie zdawali sobie sprawy sami organizatorzy. Józef Piłsudski był tak pewny swego, że nawet przez myśl mu nie przeszło, by ktoś sprzeciwił się zamachowi. Myślał, że przejęcie władzy będzie tylko czystą formalnością. Z drugiej strony co niby miał w takiej sytuacji uczynić prezydent Wojciechowski i rząd Wincentego Witosa? Poddać się Piłsudskiemu tylko dlatego, że nie podobały mu się takie rządy?! Władze Rzeczypospolitej zrobiły to, czego wszyscy praworządni obywatele oczekiwali. Nie mogli zgodzić się na dyktat ze strony ludzi, którzy nie mieli żadnego prawa do przejęcia pełnej kontroli nad państwem.

Pomijając już sam fakt zamachu na legalne władze Rzeczypospolitej, warto przyjrzeć się podstawowym motywom tego czynu. Sam atak nieznanych sprawców na pałac Piłsudskiego w Sulejówku został oczywiście sfingowany. Nie było żadnego zamachu. Jeśli chodzi o sytuację gospodarczą, to trzeba uczciwie powiedzieć, że sytuacja powoli wracała do normy, co wykorzystały później rządy sanacyjne. Ta dość dobra koniunktura gospodarcza to oczywiście efekt poprzednich rządów, a przede wszystkim reformy walutowej Władysława Grabskiego. W każdym razie w maju 1926 r. Polsce nie groziła żadna katastrofa gospodarcza. Natomiast jeśli chodzi o sytuację polityczną, to ta była dość napięta. Problem polegał na tym, że była ona napięta niemal od początku ówczesnego parlamentu, wyłonionego w wyborach do Sejmu i Senatu na jesieni 1922 r. Podział mandatów był taki, że żadne ze stronnictw nie było w stanie rządzić samodzielnie, co prowadziło do częstych zmian rządów, a co za tym idzie coraz ostrzejszych konfliktów politycznych. Ówczesny system parlamentarno-gabinetowy rzeczywiście nie był dobrym rozwiązaniem zwłaszcza w tak podzielonym ideologicznie i narodowo polskim parlamencie. Niestety rządy sanacyjne także dość często się zmieniały i także wtedy dochodziło do wielu sporów politycznych. Tym samym nie można powiedzieć, że zamach majowy w jakiś sposób uspokoił nastroje polityczne.

Po zamachu majowym nadal istniał parlament, ale nie miał on tak dużego wpływu na życie polityczne, jak przed 1926 r. Był on kontrolowany przez Piłsudskiego. W momencie, kiedy jego polityczni przeciwnicy zwierali szeregi przed wyborami parlamentarnymi w 1930 r., sanacja zdecydowała się aresztować najważniejszych polityków opozycji bez nakazu sądowego i osadzić ich w twierdzy w Brześciu, stąd wybory te nazywa się brzeskimi. Po wyborach zwolniono opozycjonistów za kaucją, ale później 10 osób zostało skazanych. W związku z takim traktowaniem, część polityków udała się na emigrację. Było to przykre szczególnie dla tych, którzy wcześniej naprawdę angażowali się w odbudowę Rzeczpospolitej, uczestniczyli w powstaniach narodowych, a później rząd sanacyjny potraktował ich jak zwyczajnych przestępców. Smutne jest także to, że wszystkich skazanych w tzw. „procesie brzeskim” objęta została ostateczna amnestia prezydenta Władysława Raczkiewicza w październiku 1939 r., czyli w momencie, kiedy II Rzeczpospolita już nie istniała.

Trudno jest usprawiedliwiać zamach majowy tym, że w tamtej sytuacji politycznej, gospodarczej nie było innej możliwości i tylko w ten sposób trzeba było rozwiązać problem. To prawda, że panujący wówczas system parlamentarno-gabinetowy kompletnie się u nas nie sprawdził. Nie usprawiedliwia to jednak Piłsudskiego, by w sposób jawny sprzeciwić się prawowitej władzy.

Zamach majowy był złym rozwiązaniem dla Polski. Był źle przygotowany i doprowadził do wojny domowej, w której zginęło wielu niewinnych ludzi po obu stronach i to wszystko w imię nieomylnego Piłsudskiego.

Dlatego dziś 86 lat po tych tragicznych wydarzeniach trzeba wyciągnąć jakieś wnioski. Nikt nie każe nam na siłę popierać premiera, prezydenta. Możemy ich krytykować, ale zdajmy sobie sprawę z tego, że jest to oficjalna władza państwowa i nie powinno się dokonywać na nią zamachów. Warto o tym pamiętać, kiedy następnym razem usłyszymy o zabójstwie w biurze poselskim partii opozycyjnej, czy kiedy ujrzymy gdzieś w tłumie na Krakowskim Przedmieściu kukłę Tuska i Komorowskiego, powieszonych na szubienicy. Można nie lubić rządzących, ale trzeba mieć do nich odrobinę szacunku, bo jest to oficjalna władza, a w końcu ktoś musi rządzić, wbrew temu, co uważają anarchiści, czy zwolennicy tzw. „państwa gospodarczego”, wypowiadający się czasami na tym portalu. Nigdy więcej zamachów majowych!

Mateusz Teska