Wbrew pozorom to nie jest tekst o Stadionie Narodowym, kolejnym odcinku autostrady, moście czy infrastrukturze kolejowej. O śledztwie w sprawie katastrofy smoleńskiej również. Choć ma z tego typu wydarzeniami wspólny mianownik – ekipę Donalda Tuska, Premiera III RP Ludowej.




Jakże niedawne to czasy, gdy ekipa rządząca ogłosiła projekt nowelizacji ustawy o zmianie ustaw dotyczących zawodów regulowanych. Na liście znalazł się między innymi zawód taksówkarza. Cóż, gdzie jak gdzie, ale w tym akurat przypadku trudno o lepsze uzasadnienie, że przywileje korporacyjne, koncesjonowanie i licencje wcale nie gwarantują jakości usług, a jedynie wysokie ceny. I nic poza tym.
Środowiska związane z ideologią wolnorynkową niemalże tradycyjnie wyraziły sceptycyzm posunięty aż do granic defetyzmu. Że to niby nie ma się czego cieszyć, bo wiadomo, że akurat w tym przypadku wyjdzie jak zawsze – góra błota zamiast góry złota. I dziś można powiedzieć śmiało, że wszyscy malkontenci, sceptycy, defetyści i ogólnie – narzekacze, mieli 100% racji.
Oto bowiem media doniosły, że 7 kwietnia 2012 kończy się okres przejściowy znowelizowanej rok temu ustawy o transporcie drogowym. Otóż nowelizacja ta likwiduje de facto tzw. okazjonalny przewóz osób, czyli korporacyjną konkurencję wprawdzie bez licencji, ale dzięki temu tańszą. Ponieważ nie można tego było zakazać wprost, sięgnięto więc po środki pośrednie – owszem, okazjonalny przewóz osób można wykonywać, ale jedynie pojazdem przystosowanym do przewozu siedmiu osób, łącznie z kierowcą, czyli dużym i drogim vanem. Kara za niedostosowanie do wymogów – 15 tysięcy złotych. Dodajmy, że przepisy te nie dotyczą korporacji taksówkarskich. Odpłatne kursy na licencje taksówkarskie organizują „komercyjne” firmy, odpłatne egzaminy – urzędy miejskie. Niekomercyjne. Za przejazd zapłaci oczywiście konsument, pozbawiony wolnego wyboru w imię własnego dobra, bo jak zwykle – urzędnicy wiedzą lepiej.
Innymi słowy – dostęp łatwiejszy do wykonywania zawodu, ale pod warunkiem, że się go wykonuje pod czujnym okiem zatwierdzonej urzędowo korporacji, odpalając jej należny prawem kaduka haracz. Bo któż zaręczy, że w przypadku odrzucenia korporacyjnej propozycji, nie do odrzucenia licencja nie zostanie cofnięta? Cóż, widać należy zaktualizować aktualny dowcip, że Platforma jest równie Obywatelska jak onegdaj Milicja. I równie prorynkowa. Bo ile osób straci pracę i przestanie płacić podatki – to już nikogo nie interesuje w tej całej nowelizacji.
Michał Nawrocki
Fot.: internet