„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” – z Ewangelii wg św. Jana.
Osoby kibicujące formacjom politycznym podającym się za wolnorynkowe mają szansę w tym roku obserwować działanie konkurencji w praktyce. Wiele wskazuje na to, że gdy uzbierane zostaną podpisy i kandydaci, Polacy mogą mieć do wyboru co najmniej dwie, reklamujące się jako wolnorynkowe, grupy opozycyjne w stosunku wielkich partii. Jak głosi lider jednej z nich, partie wzmacniają się przez podział. Wedle tej teorii będą to więc dwie silne, jak na tę stronę politycznego teatru, trupy.
Trupy nomen omen? Wszystko na to wskazuje, choć polityczne zaklęcia zwane przedwyborczą propagandą brzmią już w najlepsze. Jedni wskazują na milionowy elektorat określany czasem jako 6 procent. Inni na tradycyjne 15 procent z możliwością pogodzenia się z wynikiem o trzecią część mniejszym. „Kluczem do zwycięstwa w wyborach będzie propaganda” – głosi fragment wizytówki sztabu jednej z formacji. Czy rzeczywiście? Blef czy blaga to możliwe drogi do przypadkowego sukcesu, tym niemniej wisi nad nimi zawsze złowrogie „sprawdzam”.
Obecne poczynania są niemal kalką dotychczasowych doświadczeń. Buńczuczne zapowiedzi mające dać wiarę, nadzieję i polityczną miłość w fazie ślepej, głownie tzw. wyznawcom. Opowieści o przełomowym charakterze wyborów i „najwyższym czasie na zmiany” – co miało naturalnie skłonić wyborców do jedynego słusznego wyboru i skłonić niezdecydowanych do ruszenia się z domu. Za tym wszystkim, jak zauważa pan Krzysztof Mazur („O bałaganie na prawicy”), stało i stoi jednak „rozchodzenie się oficjalnych deklaracji z rzeczywistymi zamierzeniami a następnie działaniami”.
Uderzająca, zwłaszcza pośród rzekomych zwolenników kapitalizmu, była amatorszczyzna w działaniach. Nie amatorstwo – ono, poza kilkoma wyjątkami żyjącymi zawodowo z okolic polityki, było naturalne w sytuacji braku milionów złotych i dawało jednostkową świeżość i zapał. Uderzała zaś amatorszczyzna, dziecięca naiwność, lekkoduchostwo, generalna zasada „jakoś to będzie”, przy których pospolite ruszenie było szczytem sprawności organizacyjnej i zapobiegliwości.
Dość powiedzieć, że zarówno zbieranie podpisów, zbieranie ludzi na listy wyborcze i zbieranie funduszy było emanacją przysłowiowego „polskiego działania” – niemal wszystko na ostatnią chwilę, niemal wszystko z „łapanki”, niemal wszystko bez przygotowania. Czasem, jak w roku 2007, wynikało to po części z porozumienia głównych sił politycznych, skracających do minimum nieoczekiwany kalendarz wyborczy, by na starcie wykluczyć konkurencję. Ale jakie to usprawiedliwienie dla aspirujących do władzy w czterdziestomilionowym kraju?
Czy obecnie coś się zmieniło? Formacje do dziś chyba nie wiedzą pod jaką nazwą wystartują i nawet jeśli aktualnie wiedzą, to nie wiedzą czy czegoś nie zmienią. Nie mają zdaje się żadnych budżetów, ludzie na puste listy wyborcze łapani są zewsząd i wszędzie dla zapewnienia szerokiego spektrum ponieważ… „parlamentarzyści to przedstawiciele narodu” – jak tłumaczył jeden z koordynatorów łapanki. Mamy tu jak na dłoni „rozchodzenie się oficjalnych deklaracji z rzeczywistymi zamierzeniami a następnie działaniami.”
W tej sytuacji pozostaje jedyny klucz do zwycięstwa w wyborach – propaganda. Na tym polu są pewne osiągnięcia. Z jednej strony mamy poważanego medialnie lidera, który w podobnej konstelacji cztery lata temu, według naszych odczuć „wypiął się” na pracę zespołową dla własnych korzyści. Zresztą bezskutecznie. Wspomniany już pan Krzysztof Mazur sugeruje, że to może się powtórzyć, o ile PiS otworzy się na znanego dysydenta. Póki co przyznać trzeba, że konferencje prasowe od miasta do miasta z aktualnym szefem UPR wyglądają na lojalną współpracę, a i media często podają informacje o udziale UPR, która nie mając szans na start samodzielny z braku sił, idzie „zjednoczona”, zaciskając zęby na poglądy głoszone dotąd przez kolejnych konfederatów…
Podobnie i druga trupa nawiązująca w najnowszym skrócie nazwy do startu PJKM sprzed sześciu lat. Nie dość, że tradycyjnie miażdży wszystkich w internetowych sondażach mając zaprawionych w tych bojach wojowników, nie dość że kseruje wnętrze okładki wolnorynkowego tygodnika, to jeszcze znalazła sojusznika w osobie pana Janusza P. Tenże ex-polityk PO, budzący zaufanie studentów i emerytów łożących na jego kampanię ostatni wdowi i kawalerski grosz, z własnych pieniędzy wstawił aktualną nazwę wolnorynkowej formacji z uprzejmymi epitetami w sponsorowany przez siebie sondaż „HH”. Do tego na żywej antenie koncernu ITI tłumaczył Polakom, że ci wolnorynkowcy grzeją już sejmowe fotele z wynikiem osiem procent. Jest też inny promotor, z dawnych władz NBP, lansowany w mediach od jesieni, który co prawda nie nadąża z przyswojeniem kolejnych nazw grupy, ale też się stara.
Sondaże to potężna broń, ale czy osiem procent podawane na cztery miesiące przed wyborami to więcej niż wydrukowane na pierwszej stronie poczytnej prasy siedem procent na cztery tygodnie przed dniem sądnym? Zwłaszcza, że zawsze można coś wrzucić dla przykucia uwagi mediów do swojej zaniedbywanej osoby. Kiedyś była to prywatna rozmowa o udziale w zajęciach w-f dziewczynki na wózku inwalidzkim, spisana i ogłoszona na blogu tak, by poznał ją świat cały. Czy hitem tej jesieni, w kontekście wniesienia społecznego projektu ustawy antyaborcyjnej, będą namiętne rozważania na temat kary wiklerza? Ot, jako „drobna prośba o pomoc wyborczą” – http://tiny.pl/h5hrw
W tym samym czasie co każdowyborcze „sukcesy” formacji partyjnych, swoją poważną i silną pozycję budowały krok po kroku prawicowe organizacje mniej polityczne, za to o niebo skuteczniejsze. Ktoś poprosi je kiedyś o przepis na sukces?
Póki co wygląda na to, że liderzy grup zachowują się jak gracz w lotto, który zawsze skreśla te same szczęśliwe liczby wierząc, że skoro to jego kupon i jego szczęśliwe domniemania – los padnie na niego. Czy te same działania mogą doprowadzić do innych niż zwykle skutków wyborczych? Cuda się zdarzają, a osoby wierzące mogą – czy to robią? – w intencji nieoczekiwanego powodzenia naszej beznadziejnej sprawy zanosić pokorne, choć konkretne, modlitwy.
Co mają zrobić osoby mniejszej wiary? Stanąć w prawdzie. Kiedyś byłem powiernikiem łez młodego, ambitnego człowieka, który przyszedł dzień po wyborach wypłakać swój gorzki żal w pytaniu: „Co się stało? Przecież miało być dziewięć procent?!!”
Stało się to, co ma szansę powtórzyć się i tym razem, a czego najlepszym obrazem jest historyjka wieńcząca powyższe memento.
Koordynator okręgowy pewnej trupy teatru politycznego zamieścił ostatnio w komentarzu pod artykułem w internecie ogłoszenie. Poszukujemy – głosił – kandydatów do roboty wyborczej w powiatach, do noszenia ulotek, do siedzenia za kasę w komisji wyborczej, do siedzenia w sali sejmowej i senackiej jako przedstawiciel narodu, do dawania kasy, do zbierania podpisów itd.
Zgłosił się oddelegowany przez Lwa Tołstoja książę Andrzej Bołkoński z „Wojny i Pokoju”, reklamujący się jako 32 latek chętny do senatu – mój znajomy z UW uprawiający niewinne dziennikarskie prowokacje. „Chciałbym właściwie być senatorem, ale nie wiem czy już nie macie zajętych miejsc, więc może posłem? Czy zgłosiło się już wiele osób? Jakie warunki muszę spełnić by być Waszym kandydatem i na jakie miejsce na liście mogę liczyć? Pierwsza trójka wchodzi w grę? Dodam, że mam sporo kontaktów, sam Pan rozumie. Proszę o pilną odpowiedź, z przyczyn oczywistych.”
Po 11 minutach miał odpowiedź.
„Warunki-popierać nas i chcieć startować.
Kilku kandydatów mamy już w swojej bazie, pozycje na liście będą zależeć od kilku czynników i od innych kandydatów.
3 trójka, możliwa.
Senat, jeszcze niezapadły dokładne decyzje na ten temat.
Proszę podać następujące dane:
Sejm/Senat imie nazwisko(…) „
To Bołkońskiego zachęciło.
„Dziękuję za błyskawiczną odpowiedź. Widać profesjonalizm Waszych działań.
Zapomniałem dodać o własnym wkładzie finansowym – oczywiste (jaki jest limit?), a czy ze strony organizacji należy na coś liczyć, czy we własnym zakresie (pieniądze, materiały reklamowe, ludzie, pojazdy)? Czy jest tajemnicą jakim budżetem dysponuje Okręg? Zakładam, że żadnym bo to dla idei.
Senat byłby lepszy, no ale rozumiem uwarunkowania gdybyście mieli kogoś innego.
Czy do sejmu, w razie pokrycia finansowego i szeroko zakrojonej kampanii, możliwa jest „jedynka” czy zarezerwowana dla władz w Okręgu?”
Za kilkadziesiąt minut był już blisko celu.
„Niestety z góry nie otrzymamy wsparcia, więc nasze finanse będą się opierać na zbiórkach i sponsorach. Można liczyć na pomoc finansową (w miarę możliwości okręgu) w prowadzeniu, organizacji kampanii( ludzie, organizowanie materiałów reklamowych, spotkań, happeningów i tym podobne.
Osoby, które dostaną czołowe pozycje na liście będą wyłonione na podstawie:
-swojej pozycji społecznej(rozpoznawalność, znajomości, wpływy i tym podobne)
-ochoty do aktywnego udziału w kampanii w celu promocji swojej osoby i partii (czas jaki kandydat może poświecić na kampanie)
-rozmowy z koordynatorami i prezesem oddziału (jak stworzymy oddział)
-możliwości sponsoringu swojej kampanii i okręgu (niestety dobra kampania kosztuje)
Jak wybory do senatu będą 1mandatowe, to w (…) z Panem mam 3 kandydatów, a partia wystawi tylko jednego kandydata. Z tego co mi wiadomo jedna osoba woli sejm, jedna jeszcze nie wie, Pan woli senat, więc wszytko da się załatwić. Ja się kieruje dobrem partii i będę agitować na rzecz tego kandydata, którego uznam za najlepszego. Oczywiście ostateczną decyzje podejmuje góra, ale jak My się uprzemy to nasza lista przejdzie w niezmienionej formie.
Pana nie znam, nie rozmawiałem z Panem( na żywo) nie kojarzę nazwiska, więc nie mogę nic obiecać. Jednym słowem muszę Pana poznać osobiście, żeby popierać Pana wybór na naszego kandydata na senatora. Jednak wybór jedynek i wysokich miejsc wiążę się z dużą odpowiedzialnością, dlatego podejmuje takie kroki. Jednak z tego co Pan już napisał, sadzę ze ma Pan realne szanse na dobre miejsce na liście nie wyłączając z tego miejsca senatorskiego lub 1 (…), ale czas pokaże.”
Po godzinie Bołkoński mógł już rozmyślać, czy senat czy jedynka poselska. Czas pokaże.
Na drugi dzień wznowił ofensywę, mając nadzieję, że otrząśnie się z tego snu dając koordynatorowi kawę na ławę. A jeśli to nie zadziała? Będzie kandydatem wiodącej grupy wolnorynkowej? Czyżby dało się zostać kandydatem nr jeden do sejmu lub senatu z ogłoszenia w komentarzu internetowym?
„ Mam nadzieję, że rozmach kampanii jaki chcemy zaproponować sprawi, że przekonamy Państwa do postawienia na nas. (…-nazwa miasta) jako okręg wzorcowy – to nasz cel, by zachęcić innych i dać przykład że można.
Pod koniec przyszłego tygodnia bylibyśmy w (…), proponuję zacząć od obiadu w (…) lub (…) (co Pan sugeruje?). Byłby ze mną mój promotor i przyjaciel prawdziwy lew kampanijny zaprawiony w kampanijnej wojnie i pokoju w USA (u republikanów), Leo Tows-Toy. Omówilibyśmy szczegóły finansowe i organizacyjne.
Jeśli mogę Pana prosić o przygotowanie spraw formalnych, tj druków i informacji z Kodeksu Wyborczego – będzie to bardzo pomocne.
Pozostaje ważny szczegół dotyczący pozycji startowej. Rozumie Pan, że duży nakład sił i środków będzie możliwy tylko w przypadku szans na pociągnięcie stawki, ale wierzę, że po rozmowie z LT-T nie będzie Pan miał wątpliwości.
(Jeśli nie tylko Pan jest decyzyjny – proszę o obecność także innych osób, będę tłumaczył z ang. w razie potrzeby).
Z nadzieją na wielki sukces”
Po dwudziestu minutach Bołkoński otrzymał odpowiedź od vicekoordynatora.
„Witam, dziękuje za e-mail. Moja odpowiedz wymaga konsultacji z Koordynatorem (…), z którym skontaktuje się jak najszybciej. Prawdopodobnie odpowiem do końca dnia.”
Po godzinie przyszła druga wiadomość…
„Po małej analizie Pana e-maila stwierdzam , ze jest w nim dużo odniesień do książki „Wojna i Pokój”. Proszę o wyjaśnienia.”
W ramach wymiany wyjaśnień Bołkoński otrzymał m.in. takie: „Od początku Pan wydawał się mało wiarygodny dlatego dostawał Pan takie wymijające odpowiedzi. Ogłaszamy się wszędzie, ponieważ parlamentarzyści to przedstawiciele narodu.”
„Kto z was jest bez grzechu, niech pierwszy rzuci na nią kamień” – z Ewangelii wg św. Jana.
Wojciech Popiela
Oj Panie Popiela, Panie Popiela. Wszystkie decyzje są w razwiedce. Taki duży i dorosły i o tem nie wie?
Panie Popiela „Niech wasza mowa będzie: Tak, tak; nie, nie. A co nadto jest, od Złego pochodzi”. – Mt 5,37 Byłeś Pan szefem pewnej trupy(-a?) (nazwę przez litość pominę milczeniem) i co? Po prostu szkoda gadać … nawet podpisów w wyborach uzupełniających nie zdołałeś Pan zebrać. A teraz rzucasz Pan kamieniem. Ktoś Panu kazał?
Arek
Jest pewna możliwość. Panu Popieli zwyczajnie się nie chciało ciągnąć dalej tego wózka. Tylko skoro Jemu się nie chce – dlaczego krytykuje innych?
Comments are closed.