Warto zrozumieć gospodarkę. Naprawdę warto, bo to klucz do ludzkiego działania.
Global (taki nasz wierny antykapitalistyczny Czytelnik) mówi o zniżkujących cenach i płacach jednocześnie. Warto tu wyjaśnić jedną rzecz, o jakiej zapomina większość ekonomistów dzisiaj tańczących nad ekonometrycznymi modelami. Świat jest miejscem, gdzie nie ma ogrodu Edenu. Nie jesteśmy w raju, gdzie każdy z nas może mieć tyle, ile chce. Dlatego powstaje coś takiego jak gospodarka – wspaniały mechanizm, ogromna maszyna, która służy do walki z ograniczonością zasobów. Tak – ten świat nie jest źródełkiem, z którego możemy bez końca pić, ale ekonomia pozwala na pewne mechanizmy, które uskuteczniają poprawianie naszej sytuacji. Im bardziej się rozwijamy, im więcej pojawia się kapitału, tym skuteczniej prowadzimy wojnę z ograniczonością zasobów.
Tu jest klucz do zrozumienia, dlaczego Afrykańczycy zarabiają kilka razy mniej pieniędzy niż Amerykanie. W dużej mierze oczywiście wynika to z wiedzy, która jest motorem rozwoju. Jednakże zasadniczo kwestią bolącą jest bardziej przegrana bitwa z ograniczonością zasobów. Jeśli Amerykanie zamieniliby się miejscami z Zambią, to z pewnością byłoby im znacznie gorzej, mimo ogromnej wiedzy. Wszyscy pracujemy, ale tak naprawdę, ile nasza praca jest warta, zależy od otoczenia, w jakim żyjemy. Ile jesteśmy w stanie nabyć dóbr, które są w koło nas. Krótko: im więcej walczyliśmy z ograniczonością zasobów, tym więcej mamy za taką samą pracę (bo mamy więcej kapitału). Ludzie kierują światem, wydobywają bogactwa naturalne, wiedza umożliwia im tworzenie z matki natury takich rzeczy, o jakich żaden z nas nie ma w pełni pojęcia. Specjalizacja i dalsza specjalizacja pogłębia dobrobyt.
Friedrich August von Hayek pisał o decentralizacji wiedzy i systemu informacji, w którym indywidualne jednostki odpowiadają na pewne sygnały z rynku. Wtedy zapewnimy maksymalną efektywność i dobrobyt. Zaznaczmy wyraźnie, że efektywność gospodarcza idzie w parze ze wzrostem dobrobytu społeczeństwa. W miarę, jak ludzkość wytwarza coraz nowsze rzeczy, niekończąca się wojna z ograniczonością zasobów zaczyna przynosić skutki i konsumenci mogą więcej kupować. Trywializując: wzrasta podaż dóbr i usług, a przez to spadają ich ceny. Nie dajmy się także zmanipulować opowieściom o tym, że większy rozwój technologiczny zwiększa koszty. Wprost przeciwnie. W nową technologię inwestuje się po to, żeby koszty i ceny spadały (tylko w państwowej służbie zdrowia i edukacji tak nie jest). Płace także spadają (przy stałej podaży pieniądza), ale mniej niż ceny. Ludzie pracują tyle samo, ale mają coraz więcej, bo człowiek akumuluje dorobek pokoleń.
A co z tymi biednymi dziewiętnastowiecznymi dziećmi, o jakich rozpisują się często socjaliści? Wystarczy się zastanowić nad tym chwilę i sprawdzić sobie, jak wyglądał świat zanim powstał kapitalizm. Przed rewolucją przemysłową było znacznie gorzej, a pojawienie się kapitalizmu to wspaniała szansa na żywiołowy rozwój i skok dobrobytu. Był tak ogromny popyt na pracę, że na rynku był niedobór i nawet dzieci mogły pracować. Wiem, że socjaliści teraz by mnie pewnie z chęcią rozszarpali, ale taka jest prawda. Dziecko zamiast umierać z głodu szło do pracy i udawało mu się przeżyć. Złe warunki pracy i za długi okres pracy? Dlaczego za długi, skoro ludzie chcieli pracować – robotnicy ciężko harowali i z naszego punktu widzenia były to straszne warunki, ale czy mieliśmy im tego zabronić? A co do tego paskudnego kapitalizmu, to odznaczał się on ogromnym wzrostem dobrobytu, płac realnych i nabywanych dóbr. Jeśli ktoś jest zainteresowany, to proszę do mnie napisać – jestem wdzięczny za to mojemu Profesorowi, który mi te dane udostępnił. Jedyne dobro, którego spożycie spadło to alkohol… Ach! Przepraszam – chyba jeszcze kawa… Płace rosły, czas pracy spadał, ludzie żyli coraz lepiej, a edukacja równolegle się rozwijała – zgodnie z potrzebami rynku.
Widzimy więc, że kapitalizm jest efektywnym systemem. Czy zakazalibyśmy dzieciom afrykańskim ciężko pracować, jeśli miałyby okazję? W imię czego? „Edukacji”? Przypomina to paranoję, gdzie w jednym z krajów (nie mogę sobie przypomnieć, gdzie), w którym ludzie głodują na ulicach, państwo sponsoruje plakaty „zapnij pasy”. Jeśli ktokolwiek chce dyskutować z socjalistą, proponuje najpierw mu zadać pytanie, czy jest oswojony z ograniczonością zasobów i problemem rzadkości. Za każdym razem proponuję poprawiać powszechne mówienie przez socjalistów, że coś jest „darmowe”. Milton Friedman bardzo by chciał rozdawać darmowe obiady, ale doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że jest to niemożliwe.
Później przeczytałem Globala, który mówi, że USA są potęgą, bo eksportują bezrobocie. Przede wszystkim USA to kraj, który ma gigantyczny deficyt bilansu handlowego – ogromny w przeciwieństwie do UE – i kto ma większe bezrobocie? Global w ślad za socjalistami uważa, że Polska nie ma szans z takim gigantem. Pytam się dlaczego? Jeśli udało się to w Hong Kongu, najbardziej wolnorynkowym kraju świata, który jeszcze kilkadziesiąt lat temu mógłby z powodzeniem zostać nazwany III Światem, to czemu ma się nie udać nam?
Najbardziej jednak zaszokowało mnie twierdzenie, że kilku jakiś tam bogaczy posiada ogromne fundusze, które byłyby w stanie dać prąd wszystkim Niemcom na rok, albo kupować chleb przez rok dla Indii. Takie popularno-naukowe pisanie jedyne co robi, to implikuje marksistowską logikę. Przeanalizujmy, co oznacza to, że bogacze mają wielkie pieniądze. Skąd je mają? Z usatysfakcjonowania ogromnej rzeszy klientów. Po prostu na ich działalności skorzystało tak wiele osób, że zarobili tyle pieniędzy. Wyobraźcie sobie Państwo, jak wiele trzeba zrobić, aby mieć tyle pieniędzy – ileż to osób musi być zadowolonych z magnetowidu, jaki mają, garnituru, jaki noszą albo obrazu, jaki kupią. Wyjątkiem jest oczywiście sytuacja, gdzie ludzie zarabiają poprzez przymus i naciskanie innych osób do kupowania swoich usług – nie muszę chyba nikomu mówić, że tak jest w sytuacji, gdy działa państwo, które nie musi nikogo satysfakcjonować i żadnemu klientowi służyć. Żeby zwiększyć zyski, wystarczy zwiększyć rozmiar ekspropriacji pieniędzy obywateli, tak jak ostatnio zrobił to p. Belka. Po raz kolejny już.
Wróćmy do bogaczy – mają te swoje pieniądze i co mogą z nimi zrobić? Widzimy, że uzyskali je oferując innym ludziom wiele dobrobytu. Co dalej z nimi robią? Następuje proces taki sam, ale z innego punktu widzenia – teraz bogacz kupuje dobra, ale handel nie jest grą o sumie zerowej i działa w obydwie strony. Teraz zyskuje producent francuskiego wina, fabryka luksusowych samochodów zatrudniająca kilka tysięcy osób, albo polska fabryka jachtów (nota bene, ten przemysł w Polsce jest całkiem sprawny i dobrze się trzyma na świecie, dzięki zwolnieniu z podatku VAT i akcyzy – niech p. Belka wprowadzi te podatki, to może wreszcie wszyscy zrozumieją, że podatki mogą zatłuc biznes na śmierć). Niektórzy uważają, że biznes jest paskudny, bo nie kupuje. Oszczędza! Ależ to wstrętne, że te pieniądze zaczynają leżeć w banku…
A tymczasem nie jest to złe. To jest wręcz pożądane, aby ludzie oszczędzali na przyszłość, bo zamiast konsumować dzisiaj, myślę o dniu jutrzejszym i mogę rozszerzać kapitał i wydłużać procesy produkcji. Nie ma nic lepszego niż oszczędności dla gospodarki, bo przecież zamiast od razu zjadać wszystkie ryby, schowam wszystkie do lodówki i zamiast łowić je rękoma, zbuduję sobie sieć. Socjaliści namawiają do tego, aby konfiskować pieniądze bogatych, jednak to zabija rozwój gospodarczy. Proponuję jakiejś ambitnej osobie sprawdzić, jeśli to możliwe, finanse firmy Forda z początku wieku i poobcinać jej zyski o obecne wielkości podatków. Wtedy byśmy się przekonali, że spadające zyski bogatych hamują rozwój, bo to właśnie bogaci robią dla nas coraz lepsze telewizory, samochody, komputery. Mało tego – wbrew opowieściom o „monopolach rynkowych” ceny ciągle spadają, a kapitaliści głowią się, jak coraz bardziej obniżać ceny, aby udobruchać klientowi.
Czy walka z biedą ze strony państwa ma sens? Czy nie lepiej dać impuls do rozwoju? Zamiast dzielić i dzielić? Mark Bryniarski może nam opowiedzieć o tym, jak w Stanach Zjednoczonych walka z biedą przez państwo przyniosła jedynie wzrost tejże biedy. A pieniędzy wydano tyle, że można zasponsorować kilka wycieczek na Marsa i kupić całą ziemię uprawną w USA.
Kapitalizm jest najlepszym systemem gospodarczym, jaki znała ludzkość. Pomógł również wyjść z bagna krajom biednym, a dzisiejszym potęgom umożliwił zaistnienie na rynku międzynarodowym. Najbardziej skorzystały na nim w XIX wieku: USA, Anglia, Japonia. Tam też najsłabsze wpływy zyskali komuniści i różne prorobotnicze partie.
Mateusz Machaj
P.S. (nadesłane 22 kwietnia 2002)
Z powodu pisania tekstu na kolanie wkradł się do niego pewien błąd. Spożycie kawy przez robotnika w Anglii w XIX wieku spadło, natomiast co do spożycia alkoholu, to wina wzrosło, zaś wódki pozostało na poziomie stałym. Jednakże, co było warte zauważenia w kwestii alkoholu to fakt, że jego spożycie pozostawało przez cały ten okres na bardzo niskim poziomie. Za pomyłkę przepraszam
Mateusz Machaj