Europa notuje coraz większy spadek liczby euroentuzjastów. Potwierdzają to coraz częściej ankiety przeprowadzane wśród zwykłych obywateli państw członkowskich.
Jednocześnie ze strony rządzących padają wręcz przeciwne deklaracje, o coraz głębszym zacieśnianiu współpracy lub wręcz o dążeniu do federalizacji Unii Europejskiej. Tego ostatniego oczekują władze Belgii, które liczą na jak najszybsze powstanie europejskiego rządu.



Swoje stanowisko w tej sprawie przedstawił minister spraw zagranicznych Belgii Didier Reynders w artykule przesłanym przez Ambasadę Królestw Belgii w Warszawie. Pisze w nim, że jest zagorzałym zwolennikiem idei federalizacji UE, gdyż jego zdaniem tylko w ten sposób Europa zyska gwarancję podejmowania demokratycznych i skutecznych decyzji, „z pełnym poszanowaniem władzy państw członkowskich lub ich jednostek federalnych”.
Reynders zapewnia jednak, że nie chodzi o centralizację. Zgodnie z zasadą subsydiarności państwowe czy regionalne organy publiczne powinny wykonywać dotychczasowe zadania, jako że są do tego najodpowiedniejsze i wykonują je we właściwy sposób. Jego zdaniem powinno się to wiązać ze zwiększeniem budżetu, który jak na razie wynosi zaledwie 1% PKB. Przywołał on dla porównania Stany Zjednoczone, których budżet wynosi 22% PKB. Reynders przyznaje jednak, że w najbliższych latach nie można liczyć na wzrost dochodów do kasy UE.
Belgijski minister spraw zagranicznych chciałby także zmiany struktury Unii Europejskiej. Jego zdaniem Komisja Europejska powinna przekształcić się w rząd w pełnym tego słowa znaczeniu, wybierany według obecnych zasad. Proponuje jednak zmniejszenie liczby komisarzy. Oznacza to odejście od zasady „jeden kraj – jeden komisarz”, wszystko po to, aby wzmocnić skuteczność KE (w przyszłości rządu) w walce o „prawdziwie europejski interes”. Zmiany powinny objąć także władzę ustawodawczą, która powinna podzielić się na dwie izby, niższą „obywatelską” czyli Parlament Europejski, oraz wyższą reprezentującą państwa. Rada ministrów powinna zmienić się w Izbę Państw. W nowej wizji powinna panować zdecydowana dyscyplina w wypełnianiu „celów budżetowych, społecznych i gospodarczych”, aby zapobiec „wewnętrznym sprzecznościom” i nie szkodzić unii ekonomicznej i monetarnej deficytami budżetowymi.
Didier Reynders zaznacza, że zachowanie równowagi między „europejskim rządem federalnym oraz jego państwami członkowskimi” nie będzie proste. Jego zdaniem konieczna jest ingerencja Brukseli w budżety narodowe, w przypadku, gdyby naruszały ustalenia na szczeblu unijnym. Dobrze by było, aby wraz ze wzrostem kontroli europejskiej szło w parze wzmocnienie solidarności państw członkowskich, czego najlepszym wyrazem jest pomoc finansowa dla biedniejszych regionów czy utworzenie EMS dla ratowania krajów mających problemy finansowe. W przyszłości widziałby także możliwość wypuszczenia euroobligacji i utworzenia ministerstwa finansów. Choć jego zdaniem jest to odległa perspektywa, pewne kroki w tym kierunku już zostały poczynione.
Prawdziwe intencje eurobiurokratów jak widać powoli zaczynają znajdować głośne poparcie wśród narodowych polityków. Twierdzenie belgijskiego ministra, że nie chodzi o centralizację jest tylko mydleniem oczu „ciemnym masom”. Jak pan minister wyobraża sobie tworzenie coraz większej ilości wspólnych instytucji bez zamiaru centralizacji? Przecież to się – kolokwialnie mówiąc – kupy nie trzyma. A czymże będzie rezygnacja z komisarzy reprezentujących wszystkie państwa jeśli nie realizacją idei, w myśl której będą rządzić Unią według własnego widzimisię Niemcy, Francja czy Włochy? Oznaczać to może całkowitą marginalizację państw Europy Środkowej czy państw bałtyckich, które pokornie będą musiały realizować wymysły eurobiurokratów. Patrząc na przedstawioną wizję Europy pozostaje mieć nadzieję (a może nawet gorliwie się modlić), aby Unia Europejska jak najszybciej przestała istnieć, zanim ten chory plan eurobiurokratów się ziści.
ISz

2 KOMENTARZE

Comments are closed.